Pierwsze wrażenie:
Cóż, nie będę ukrywać, że Alicja to jedna z moich największych obsesji i bez zastanowienia łykam wszystko, co jest z nią związane, jednak czy to przetrawię to już inna sprawa. Właściwie dzięki temu, iż znam mnóstwo najróżniejszych wersji tej historii, będę mogła spojrzeć na bloga krytyczniej. Zacznijmy więc od adresu.
Przez chwilę obawiałam się, że pod tą nazwą kryje się jakaś książka kucharska, której nazwanie w ten sposób jest dla mnie po prostu kiczowate, jednak na szczęście mamy tu do czynienia z opowiadaniem, a to już zupełnie inna bajka. Prawdę mówiąc nie mam pojęcia czego miałaby dotyczy tak zatytułowana historia. Z pewnością głównym miejscem akcji będzie kuchnia. Ciekawi mnie za to bardzo forma opowiadania. Nie zaprzeczam, że wyrobiłam już sobie zdanie o tym jaka będzie ta historia (zobaczymy czy miałam rację), lecz jej treści nie mogę określić po samym adresie. Taki tytuł dla opowiadania jest dość intrygujący- chyba jeszcze nigdy nie spotkałam się z Alicją w kuchni. Nie będę ukrywać, iż pokładam duże nadzieje w tym opowiadaniu. Liczę, że się nie zawiodę. Niestety w adresach strony nie można używać polskich znaków, co trochę obniża jego estetykę, lecz jak dla mnie jest on w porządku. Wyrazy są oddzielone myślnikami, a całość łatwo zapamiętać. Poza tym taki tytuł nosi opowiadanie znajdujące się na blogu.
Rozumiem, że napis znajdujący się na belce, to słowa Alicji z twojego opowiadania. Są one zatem cytatem, więc powinny znajdować się w cudzysłowie. Dlatego najlepiej, żeby po myślniku znajdowało się tylko imię autora tych słów, a nie tytuł opowiadania. Ale to tylko taki drobny szczegół. Muszę przyznać, że jak na razie zaskakujesz mnie bardzo pozytywnie. Nie wyobrażam sobie na takim blogu cytatów jakiegoś podstarzałego uczonego czy pisarza lub kogokolwiek innego. Lubię, kiedy wszystko ma bezpośredni związek z opowiadaniem, a autor na wstępie pokazuje czytelnikowi swoją kreatywność. Cóż, napis jest dość zabawny, szczególnie jeśli ma się wyobraźnię, która natychmiast wszystko obrazuje- tak jak ja. Gdy przeczytałam napis na belce moim oczom ukazała się Alicja w fartuchu, łapiąca się pod boki i groźnie spoglądająca na zastraszone, trzęsące się ogórki, zmuszając je do szybszego kiśnięcia. Tak, dla mnie mojej wyobraźni warzywa z oczami, rękami czy ustami są na porządku dziennym. Do tej pory blog wywołuje, że tak powiem, prawidłowe reakcje.
Twój pseudonim kojarzy mi się oczywiście z tymiankiem. Mamy więc nawiązanie do kuchni i tytułowej „Krainy Garów”, a przy okazji nie trudno zgadnąć jak masz na imię. Oto mamy kolejny dowód twojej kreatywności. Nie będę ukrywać, że uwielbiam taką zabawę słowem, a szczególnie własnym imieniem. Wtedy nawet z moim można coś zrobić, chociaż jest nudne i pospolite. Wracając do tematu, jakakolwiek własna inicjatywa oraz przejawy prawdziwego zaangażowania autora w to, co robi są jak najbardziej pożądane. Na szczęście u ciebie tego nie brakuje. Na pierwszy rzut oka widać, że wszystko tu do siebie pasuje, jest spójne i ściśle związane z tematyką opowiadania.
10/10
Szata graficzna:
Zaczniemy może od kolorystyki. Nie wiem na ile mój nowy monitor zniekształca kolory, ale widzę tutaj cieplutkie odcienie koloru żółtopomarańczowego. Jest więc ciepło, przytulnie i miło, tak jak powinno być w prawdziwej kuchni. Żadnych zimnych, nowoczesnych blatów, szarych garów ani innych odpychających rzeczy. Kuchnia to nie tylko miejsce pracy, ale także rozmów i dziecięcych wspomnień, kiedy to babcia szykowała konfitury lub kompoty na zimę. Atmosfera panująca w tym pomieszczeniu sprawia, że bez względu na jego wygląd, kojarzy się ono właśnie z kolorem pomarańczowym i żółtym. Twoja kuchnia wręcz ocieka magią aromatów, smaków oraz uśmiechów. Zresztą każde opowiadanie dotyczące Alicji powinno mieć w sobie nutkę dzieciństwa- czasu bezgranicznej niewinności, wybujałej wyobraźni, ufności i odrobiny szaleństwa, kiedy to rzeczy nieprawdopodobne wydają się całkiem zwyczajne. To wszystko właśnie zamknięte jest w barwach i wydaje się rzeczą prostą do rozszyfrowania, przynajmniej dla mnie. Można nie lubić niektórych kolorów, ale każdy ma inny gust i to, że wolę czerwień od pomarańczowego wcale nie znaczy, iż nie podoba mi się twój blog. Wręcz przeciwnie. Nie wszystko do wszystkiego pasuje. Z pewnością nie zamieniłabym tego ciepła na jakąś chłodną zieleń czy oziębły błękit. To by była zbrodnia.
Hm, co teraz? Może nagłówek? Mamy tu istną Alicję! Blondynka o łagodnych rysach, w fartuchu, spoglądająca przez ramię na czytelnika. Znajduje się ona w jakiejś białej kuchni, oświetlonej przez promienie pewnie letniego słońca. Na szczęście nie jest tu zbyt nowocześnie. Po prawej wiszą różne narzędzia kuchenne, zaś po lewej piętrzą się stosy talerzy. Jak dla mnie w tym przypadku pokazanie głównego bohatera w swoim „naturalnym środowisku” jest lepsze od zdjęcia jakiegoś gara lub czegoś podobnego. Mamy prosty, przyjemny nagłówek, choć przydałby się tam jakiś lewitujący dzbanek z herbatą… Dobra, teraz już mnie ponosi wyobraźnia, a miałam się skupić na szacie graficznej. Cóż jeszcze mogę dodać o nagłówku? Chyba tylko tyle, że jest naprawdę niezły i wyczytałam z niego, iż będę mieć do czynienia z ciepłym i zabawnym opowiadaniem, prawdopodobnie na miarę moich oczekiwań, ale o tym później.
Jeśli chodzi o układ strony, to uwielbiam równowagę. U ciebie wszystko jest wyśrodkowane i z boku nie ma żadnych kolumn. To też ma swoje plusy. Po uroczym nagłówku widzimy tytuł opowiadania oraz jego motto. Prawdę mówiąc wolę je od cytatu „Przez żołądek do serca”, którego mam po dziurki w nosie. Naprawdę cieszę się, że wstawiłeś własny tekst. Niżej mamy statystykę, która również świetnie pasuje do opowiadania. Osobiście odwiedziłam Alicję kilka razy, ale nie zajrzałam jeszcze do garnka, choć jestem ciekawa, co bym w nim znalazła. Spoglądając w dół, przechodzimy do menu, którego zawartość opiszę później przy okazji podstron. Gdy zobaczymy już wszystko, co mogło by zainteresować przeciętnego czytelnika, przechodzimy do samego opowiadania, a kiedy skończymy czytać rozdział natrafiamy na szeroką listę i możemy przejść do następnej notki. Chyba nie mam się do czego przyczepić. Wszystko porozdzielane jest drobnymi ozdobnikami, urozmaicającymi szablon, co również działa na plus. Stosujesz dość dużą, ułatwiającą czytanie czcionkę, a w dodatku treść rozdziałów została justowana. Brakuje mi tylko jakiegoś kuchennego odniesienia w liczniku komentarzy pod postami. Może coś związanego z pieczenią lub zupą? Naprawdę nie wiem, ale sądzę, że coś wymyślisz.
9/10
Treść:
Rozdział I
„…czy robota w hotelu będzie dla mnie odpowiednim zajęciem. Czy pensja była odpowiednim wyznacznikiem szczęścia?”
„Wszyscy goście siedzieli na stołówce – czy jak ktoś woli, w sali bankietowej.”
„– A, pytałaś się o coś.”
„Chyba nigdy sobie nie wybaczę tej…” (szyk wyrazów)
Rozdział II
„Musiałam przejść przez główną salę, co było dla mnie nie lada wyzwaniem.
Spore pomieszczenie było bardzo reprezentacyjne. Na pięknej posadzce…” Jeśli postawiłeś w tym miejscu dwukropek, to wszystkie zdania do końca akapitu powinny stanowić jedno i być oddzielone przecinkami.
„Miałam wrażenie, że wszyscy patrzą na mnie przeraźliwym...” (szyk wyrazów)
„…rzekł filozoficznie, widząc, że za chwilę wybuchnę płaczem.”
„Dobrze, że poznałem pani zdanie na ten temat.
Uśmiechnęłam się martwo, mając nieodparte wrażenie, że…”
„Nieco się zarumieniłam.” (szyk wyrazów)
Rozdział III
„Zeskoczyłam z roweru, czując, że nasza rozmowa może trochę potrwać.”
„Jak już mówiłam, w okolicy nie ma niczego specjalnego. Moja miejscowość ma niewiele ponad dziesięć tysięcy mieszkańców…”
„…w progu pokazała się moja siostra.”
„– A, tak sobie przyszłam. – Siostra weszła do przedpokoju i zamknęła za sobą drzwi.”
„…zaprosiłam ją do salonu.”
„Nie protestowałam (bez przecinka) i już po chwili referowałam nieszczęśliwe przypadki całego dnia.”
„I po chwili szybkim krokiem przemierzałyśmy...”
Rozdział IV
„– Moja siostra wczoraj strasznie się ze mnie obśmiała.”
„A pod ścianą, obok okna, stał mój skromny stołeczek.”
„Porozmawiajmy o czymś innym.”
Rozdział V
„Choć nie sądzę, by ten mebel tak od razu odesłałby mnie do następnego świata.”
Rozdział VI
„Przecież z tej breji nic nie wyrośnie.”
„Puknęłam się w głowę, wiedząc, że...”
Rozdział VII
„Brałam Wzięłam cudowną galaretkę do ust, zatopiłam w niej zęby i…”
„…o ile pracuję z samego rana. W poniedziałki i wtorki mam na przychodzę/zaczynam później, a w piątki i w niedziele jestem zupełnie wolna.”
Rozdział VIII
„Byłam tak zdezorientowana, że w pierwszej chwili nie zrozumiałam, że stałam się obiektem żartów.”
„Naprawdę się tego po tobie nie spodziewałam. – Mama była szczerze rozbawiona.”
„Ale musisz mi przyznać, że ten żart mogę zaliczyć do udanych.
Mama wyczuła, że chcę zabić go wzrokiem i szybko przyszła mi z pomocą.”
„Bo skąd niby wiesz, że nie założyłam rodziny? – Udawałam twardą, choć czułam, że sprawy posuwają się za daleko.”
Rozdział IX
„Ciocia Weronika chodziła w tych bamboszach, jak gdy była w naprawdę dobrym nastroju…”
„Mną także się zajmowała –powiedział Marcin...” (szyk wyrazów)
„Ciężka cisza wisząca w powietrzu przez chwilę była nie do przezwyciężenia.
– Później było mi wstyd, że nie odzywałem się do niej.”
„– Też mi robota – burknął Marcin bez entuzjazmu.”
„– To nie przeszkadzam (bez kropki) – stwierdziłam urażona.”
„O której więc zamierzasz wstać?”
Rozdział X
„Trębacz spojrzał na mnie tak, jakbym miała oznajmiła, że właśnie potraktowałam kupidyna karabinem maszynowym, bo groził mi strzałą.”
„Dowiedziałam się, że to on namalował intrygujące obrazki olejne z przedpokoju.
A tymczasem gwizd oznajmił, że w czajniku zagotowała się woda.”
Rozdział XI
„Mój tata znał go od...”
„– Będziemy w kontakcie –rzucił Marcin na odchodne.” (szyk wyrazów)
Rozdział XII
„Krótką pauzą dała mi do zrozumienia…”
„Zdałam sobie sprawę, że Rita była czymś…”
„Mój wcześniejszy żartobliwy ton zupełnie nie pasował do powagi sytuacji.”
„Westchnęłam, wkraczając na chodnik przy Piłsudskiego.”
Cóż, nie znalazłam u ciebie zbyt wielu błędów. Dość rzadko zdarzają ci się literówki lub powtórzeń, choć czasem mam wrażenie, że za dużo tych przecinków u ciebie- ale ja też nie do końca je ogarniam. Rozdziały nie są przesadnie długie, lecz błędów jest naprawdę stosunkowo mało. Ogólnie rzecz biorąc, piszesz czysto i przejrzyście, jeśli mogę to tak ująć. Nie znalazłam żadnych błędów logicznych. Budujesz głównie zdania wielokrotnie złożone, ale nie gubisz się w nich, tak jak to się niektórym zdarza. Według mnie od strony technicznej masz wszystko opanowane i chwała ci za to. Cóż mogę doradzić ponad to, iż powinieneś zawsze dokładnie sprawdzić rozdział przed opublikowaniem? To chyba wszystko w kwestii błędów.
Jak widzę nie masz najmniejszych problemów z logiką wydarzeń, ponieważ nie znalazłam żadnych kontrowersyjnych ani naciąganych momentów. Wszystko jest spójne i tworzy zgodną całość. Nie gubisz wątków, postaci ani wydarzeń, chociaż widzę, że dopiero zaczynasz swoją przygodę z „Alicją…”. Nie stosujesz żadnego wyszukanego słownictwa, ale przecież narratorką jest dwudziestosiedmioletnia kucharka z niewielkiego miasteczka pod Warszawą. Wątpię, żeby ktoś taki posługiwał się naukowymi terminami i rozbudowanymi metaforami. Ta prostota jest tak realna, że ma się wrażenie, jakby ta historia działa się naprawdę. Wcale nie trzeba stosować szekspirowskich porównań, by zdobyć serca czytelników. Twoje opowiadanie dotyka bezpośrednio naszej rzeczywistości, więc nie musimy się obawiać, iż znajdziemy w nim treści, których nie rozumiemy.
Mamy tu do czynienia z narracją pierwszoosobową, będącą zarazem błogosławieństwem, jak i przekleństwem autorów. Przede wszystkim pisząc z perspektywy pewnej osoby musimy pamiętać, że, ze względu na swój charakter, zwraca ona mniejszą lub większą uwagę na niektóre rzeczy. Oprócz tego zdradzamy czytelnikowi tylko tyle, ile wie narrator- nie możemy opisywać wydarzeń, w których nie bierze on udziału. Jeśli chodzi o narratora, zaskoczyło mnie nieco, że piszesz z perspektywy dziewczyny, ale pewnie każdy ci to mówi. Osobiście nawet wygodniej tworzy mi się z męskiej perspektywy, jednak wątpię czy chłopakowi tak łatwo jest się wcielić w dziewczynę. Mimo wszystko widzę, że radzisz sobie z tym świetnie. Alicja opowiada tę historię jak prawdziwa, nieco zakręcona kobieta. Opisuje wydarzenia w sposób ciekawy i niepospolity, dzięki czemu czytelnik nie nudzi się czytając bardziej przyziemne fragmenty opowiadania. Ten sposób prowadzenia narracji sprawia, iż czujemy jeszcze silniejszą więź z główną bohaterką, jednak o niej wypowiem się w kolejnym kryterium, dlatego nie chcę teraz zbyt wiele pisać. Może dodam więc jeszcze coś odnośnie opisów i dialogów.
Mamy tu do czynienia z narracją pierwszoosobową, będącą zarazem błogosławieństwem, jak i przekleństwem autorów. Przede wszystkim pisząc z perspektywy pewnej osoby musimy pamiętać, że, ze względu na swój charakter, zwraca ona mniejszą lub większą uwagę na niektóre rzeczy. Oprócz tego zdradzamy czytelnikowi tylko tyle, ile wie narrator- nie możemy opisywać wydarzeń, w których nie bierze on udziału. Jeśli chodzi o narratora, zaskoczyło mnie nieco, że piszesz z perspektywy dziewczyny, ale pewnie każdy ci to mówi. Osobiście nawet wygodniej tworzy mi się z męskiej perspektywy, jednak wątpię czy chłopakowi tak łatwo jest się wcielić w dziewczynę. Mimo wszystko widzę, że radzisz sobie z tym świetnie. Alicja opowiada tę historię jak prawdziwa, nieco zakręcona kobieta. Opisuje wydarzenia w sposób ciekawy i niepospolity, dzięki czemu czytelnik nie nudzi się czytając bardziej przyziemne fragmenty opowiadania. Ten sposób prowadzenia narracji sprawia, iż czujemy jeszcze silniejszą więź z główną bohaterką, jednak o niej wypowiem się w kolejnym kryterium, dlatego nie chcę teraz zbyt wiele pisać. Może dodam więc jeszcze coś odnośnie opisów i dialogów.
Alicja oczywiście nie zwraca uwagi na wszystko, co dzieje się dookoła niej i trudno, żeby wracając do domu po ciężkim dniu zachwycała się kolorowymi motylkami lub polnymi kwiatkami. Rozbudowałabym jednak niektóre opisy, na przykład głównej sali hotelowej. Znalazły się tam głównie zdania pojedyncze, które radziłabym zamienić na złożone, dzięki czemu unikniemy wrażenia, że informacje podane zostały niemal po przecinku. Akcja toczy się dość wartko i szybko, dlatego by nie zanudzać czytelnika zachwytem nad piękną pogodą w środku jakiegoś zaskakującego wydarzenia, przydają się także krótsze opisy. Tych jest u ciebie całkiem sporo i ani razu nie miałam problemu z wyobrażeniem sobie danej sytuacji lub reakcji bohaterów. W tej kwestii nie mam żadnych zastrzeżeń. Są też ważniejsze opisy, takie jak opis kuchni, którym poświęcasz trochę więcej uwagi- według tego, co narratorka uważa za ważniejsze. Niewątpliwie ożywiają one wyobraźnię czytelnika, aczkolwiek mogłyby ich być nieco więcej- oczywiście nie za dużo, żeby nikogo nie zanudzić.
Jeśli chodzi o dialogi, to zdarza się, że przez większość rozmowy nie piszesz kto zabiera głos i raz, podczas spotkania mamy Alicji, Marcina i samej głównej bohaterki, musiałam się domyślać, kto powiedział daną kwestię. To wcale nie znaczy, iż przy każdej wypowiedzi należy wymieniać imię bohatera. Wspominamy o tym w momencie, w którym nie wynika to z wcześniejszych kwestii lub opisu narratora. Z wyczucie i tak, by czytelnik się nie pogubił. My oczywiście mamy całą scenę w swojej głowie, ale inni nie znają naszych wizji, dlatego musimy je przedstawić w sposób jasny i zrozumiały.
Dialogi prowadzisz lekko- nie masz problemów z reakcjami bohaterów na wypowiedzi innych. W tych rozmowach nie ma niczego sztucznego, żadnych niezrozumiałych opinii czy naciąganych poglądów. Zazwyczaj prowadzisz dialogi w sposób dość zabawny, z pewną dozą dobrego humoru, aczkolwiek z kłótniami oraz większymi awanturami również nie masz problemu. Akcja- reakcja. Wszystko jak najbardziej prawidłowo. Z pewnością nie można się nudzić, czytając twoje dialogi, szczególnie, że sytuacje, których dotyczą są dość ciekawe, ale o tym wypowiem się przy fabule.
Muszę przyznać, że właściwie wszystko w twoim opowiadaniu jest bardzo realne. Do tego czytając „Alicję…” nie miałam uczucia braku czegokolwiek, może poza tymi kilkoma opisami, które powinieneś bardziej rozbudować. Ale poza tym nie mam się zbytnio do czego przyczepić. Opowiadanie jest porządnie napisane i dopracowane pod względem formy. I wcale nie wydaje mi się, żebyś pisał dla starszych pań na rekolekcje. Ja bynajmniej nie zaliczam się do tej grupy pod żadnym względem- nie chodzę nawet na religię, a starość też raczej mnie jeszcze nie dopadła- ale mimo to bardzo spodobał mi się twój styl. Nie każdy musi opisywać brutalne treści, klnąc przy tym jak szewc. Szczerze mówiąc, moja mentalność dziecka domaga się właśnie takich opowiadań, pozbawionych zboczonych podtekstów i tego całego obrzydliwe świata dorosłości. Niestety jest ich jak na lekarstwo. Dlatego też myślę, że nie powinieneś się przejmować takimi komentarzami i oczywiście pisać dalej!
34/40
Bohaterowie:
Zacznijmy może od głównej bohaterki
i zarazem narratorki, czyli Alicji. Jest ona dwudziestosiedmioletnią kucharką,
mieszkającą w niewielkim miasteczku pod Warszawą. Wyobrażałam ją sobie raczej
jako dziewczynę z nagłówka, jednak wspomniałeś, iż ma ciemne włosy, co trochę
mnie zaskoczyło. Z brunetek pamiętam tylko Alice Lidel- większości Alicja
kojarzy się bardziej z disneyowską blondynką, chociaż szatynki też się
zdarzają. Widzimy wydarzenia z punktu widzenia głównej bohaterki, dzięki czemu
możemy ją jeszcze lepiej poznać. W gruncie rzeczy jest ona osobą o dość
wybuchowym charakterze, jednak nie można mieć jej tego złe. Potrafi się kłócić
i głośno wyrażać własne zdanie, a nawet postawić się własnemu szefowi. Nie miałam
żadnych problemów z pokazywaniem swojemu pracodawcy irytacji spowodowanej jego
słowami, chociaż nie jeden bałby się na jej miejscu wygłaszać opinie w tak
emocjonalny sposób. Momentami była nawet odrobinę pyskata. Oj tak, charakterek
to ta nasza Alicja ma jak mało kto! Ale przynajmniej jest postacią bardzo
dynamiczną i o wiele ciekawszą. Jak widać, główny bohater nie musi być jakąś
szczególnie wybitną jednostką, by opowiadanie było lepsze. Nasza Alicja to
zwykła kucharka mieszkająca w bloku, która nie zna nawet podstawowych zwrotów z
angielskiego. Mimo to pozostaje postacią niezwykłą oraz barwną. Szczególnie
zapadły mi w pamiętać jej zabawne powiedzonka i porównania- najbardziej to z
kupidynem i nielegalną wylęgarnią Calineczek. Nie wiem skąd bierzesz te pomysły.
Oczywiście każda Alicja musi być trochę szalona i nie do końca zrównoważona, co
się tyczy również naszej kucharki, która zdaje się mieszka chyba gdzieś
niedaleko ciebie. Tak, tylko szaleniec może naśmiewać się z perfum
zamaskowanego włamywacza uzbrojonego w nóż. Naprawdę, główna bohaterka
zaskakuje mnie na każdym kroku. Jest szczera, zawsze mówi to, co myśli, walczy
o swoje i nie daje sobie w kaszę dmuchać. Choć z drugiej strony to także
skromna, wrażliwa dziewczyna, regularnie uczęszczająca do kościoła. Jak
przyznaje, nie przepada za swoim rodzinnym miasteczkiem i woli wyjazdy do
Warszawy z koleżankami, lecz w gruncie rzeczy myślę, iż jest także „lokalną”
patriotką. Mimo wszystko, po prostu nie da się nie lubić Alicji-kucharki. Od
samego początku pała się do niej szczególnym rodzajem sympatii. Bardzo ważne,
by czytelnik czuł więź z głównym bohaterem opowiadania, a w tym przypadku tak
właśnie jest.
Kolejni
bohaterowie występują na razie raczej epizodycznie, ponieważ to dopiero
początek opowiadania. Nie wprowadzasz ich jednak na siłę, opisując przy tym
całej ich fizjonomii czy też charakteru. Oni po prostu są. Nie będę oczywiście
wypisywać tu całego kuchennego personelu, który nie był zresztą przedstawiony
aż tak szczegółowo. Jest tu mowa o kłótliwej i zarozumiałej Martynie, biorącej
ślub z Olkiem, budzącej grozę, ale w gruncie rzeczy przyjaznej szefowej kuchni,
pani Teresce oraz zwiastującym nieszczęście pierwszym kelnerze, Adama, który
niespodziewanie zaczyna obchodzić urodziny i częstuje Alicję malinową
galaretką. Te postacie nie biorą udziału w ważniejszych wydarzeniach, a jednak
zapamiętałam je bardzo dobrze. To znaczy, że są one charakterystyczne i ich
obecność jest odczuwalna. Kolejna taka
postać to Magda- przyjaciółka Alicji z liceum. Mam wobec niej dość mieszane
uczucia- niby na początku była miła, jednak okazała się dość głupia, skoro
umówiła się z nieznajomym, który zresztą jeszcze przed chwilą podrywał główną
bohaterkę. To bardzo nierozsądne, o czym zresztą przekonujemy się później.
Z
ciekawszych postaci mamy tu jeszcze „prawnika-szaleńca”, czyli warszawiaka
Marcina. Od samego początku naśmiewa się z Alicji, ale w gruncie rzeczy jest
całkiem sympatyczny, chociaż chyba nie traktuje głównej bohaterki zbyt
poważnie. Podważa nawet znaczenie jej zawodu, bo przecież on jest prawnikiem ze
stolicy, a praca jakiejś hotelowej kucharki to jakaś podrzędna robota. Marcin
to osoba dość tajemnicza, choć później dowiadujemy się o nim trochę więcej.
Jednak mam wrażenie, że nadal ma kilka sekretów w zanadrzu. W końcu włamywacz
musiał go skądś znać. Właściwie niewiele można jeszcze powiedzieć o warszawskim
prawniku, ponieważ dopiero pojawił się w opowiadaniu, jednak według mnie Marcin
i Alicja stworzą dobrą parę detektywów, aczkolwiek bez sprzeczek na pewno się nie
obejdzie.
Dopiero
zaczynasz swoją historię, ale operujesz bohaterami w odpowiedni sposób, kreując
ich bez pośpiechu, w optymalnym tempie. Jak na razie wszystko zapowiada się
świetnie, lecz opowiadanie jest na razie na takim etapie, że niczego więcej o
postaciach nie mogę powiedzieć, ponieważ akcja dopiero się zaczyna.
Niestety
nie ma tu nikogo, kto mógłby uchodzić za Szalonego Kapelusznika, a szkoda, bo
to moja ulubiona postać z „Alicji...”
8/10
Pomysł:
Alicje mają dziwną tendencję do
widywania spieszących się białych królików w kamizelkach i właśnie tak
rozpoczynają się wszystkie ich historie. Trzymając się tej zasady, poszedłeś
jednak w dość niekonwencjonalnym kierunku. Alicja zrobiła z królika pieczeń?!
Toż to barbarzyństwo! Zbrodnia jakich mało! Dobrze, że długouchy to przeżył- w
końcu biegi i skoki to chyba oznaki życia pieczeni, prawda? Niestety nie miałam
nigdy styczności z żadną, a już tym bardziej z tak ruchliwą. Oczywiście nasza
kucharka, mimo chwilowego niedowierzania, rozpoczyna konwersację z uciekającym
obiadem, który nie ma czasu na żadne pogawędki. Ach, te króliki! Tak,
zaskoczyłeś mnie z tą pieczenią. Pozytywnie, oczywiście. Jak już chyba gdzieś
wspominałam, wersji „Alicji...” jest od groma i trochę, dlatego ciężko wymyślić
coś całkiem oryginalnego, nie odchodząc przy tym za bardzo od koncepcji
oryginału. Myślę jednak, że udało ci się stworzyć bardzo dobry „fanfick”,
robiąc z Alicji kucharkę. Poza tym dzieło Lewisa Carrolla również związane jest
z kuchnią- mamy herbatkę u Marcowego Zająca i Szalonego Kapelusznika, zupę
żółwiową oraz powiększające ciastka. Nic więc dziwnego, że Alicja tak dobrze
radzi sobie w roli kucharki. Zresztą niewiele osób bierze się teraz za takie
historie- zazwyczaj mamy do czynienia z mrocznymi opowiadaniami lub przesłodzonymi
romansidłami. Brakuje nam blogów, które można czytać dla odprężenia, nie
usypiając przy tym jednocześnie szarych komórek. Dlatego też według mnie należy
ci się trochę punktów za oryginalność.
Przyznaję, że nie przepadam za
opowiadaniami, których akcja toczy się we współczesnej Polsce. Po prostu nasza
rzeczywistość wydaje mi się nudna, konserwatywna i zwyczajna, a polskie imiona
są niezwykle pospolite. Mimo tych niemal wrodzonych uprzedzeń, czytając twojego
bloga nie poczułam niczego odpychającego- wręcz przeciwnie. Nie skupiasz się
zbytnio na opisie świata zewnętrznego, ponieważ nie interesuje on Alicji, ale
przecież żyjemy w polskiej rzeczywistości i dobrze wiemy jak ona wygląda.
Czasem sprawę lepiej jest przemilczeć. Poznajemy za to bardziej rzeczywistość
głównej bohaterki, która zaczyna się nagle zmieniać w dość dziwny sposób.
Personel hotelu staje się niemiły i wynika z tego sprawa ze starą książką w
pomidorówce, choć jej wyjaśnienia niestety nie podałeś. Kolejną zaskakującą
rzeczą jest zachowanie Adama, który z dnia na dzień staje się miły, co wydaje
się być bardzo podejrzane. Później mamy jeszcze tę tajemniczą recepturę na
eliksir młodości- pani Tereska mówiła, że jej babka mimo podeszłego wieku wciąż
wyglądała dość młodo, czy zatem przepis jest prawdziwy? Czyż nieboszczka była
kimś w rodzaju czarownicy? Chyba najbardziej tajemniczą kwestią jest jednak
sprawa ciotki Alicji, która, jak się okazuje, świetnie fałszowała dokumenty i
prawdopodobnie wcale nie zginęła przypadkowo. Och, w tym opowiadaniu jest tyle
sekretów i niedomówień, że aż mnie zżera z ciekawości. Jego fabuła to nie
kolejna nudna, bezsensowna opowiastka, lecz wciągająca historia owiana
tajemnicą. To materiał na bardzo dobrą historię.
12/15
Podstrony:
Co my tu mamy? Może po kolei.
„O opowiadaniu”, czyli Alicja od
kuchni. Muszę przyznać, że historia opowiadania dość przypadkowa. U mnie też
często zaczyna się od tytułu, jednak na tym też się kończy. Jednak myślę, iż
nagły impuls skłaniający do zapoczątkowania jakiejś historii jest najbardziej
motywujący. Zacząłeś więc od tytułu i nie wiesz, co będzie dalej? Hm, to też ma
swoje plusy, chyba że chodzi o kryminał- wtedy zawsze piszemy od końca. Kiedy
zaczyna się pisać kolejny rozdział bez jakiegoś konkretnego zakończenia, nie ma
się właściwie żadnych ograniczeń. Często
podczas takiego procesu tworzenia zaskakujemy samych siebie, a co dopiero
czytelników. Trzeba jednak pamiętać, że wszystko powinno tworzyć logiczną
całość z poprzednimi rozdziałami i jeśli spełnimy ten warunek, nie musimy się już
niczego obawiać. Czytelników trzeba nieustannie zaskakiwać, aby się nie
nudzili. Do tej pory świetnie ci się to udaje.
Kolejna podstrona to „O mnie”. O,
jest nawet zdjęcie. Jakie to dziwne, że czasami wie się z grubsza jak ktoś
wygląda to sposobie w jaki pisze. Tak właśnie miałam w twoim przypadku.
Właściwie dowiadujemy się o tobie prawie wszystkiego. Grasz na waltorni? To
bardzo ciekawe. Z takimi zainteresowaniami u kogoś w tym wieku to się jeszcze
nie spotkałam. Pianino to co innego- nawet ja „umiem” na nim grać. Cóż, rozwój
twojej twórczości wygląda zupełnie jak mój- najpierw głupiutkie wiersze, potem
„proza” i dramat- chociaż przedstawienia do szkoły piszę niestety do dziś. Tak,
ja zamiast siostry mam kuzynkę, która mówi dokładnie to samo. Lubisz kryminały,
sensacje i książki przygodowe- to widać po twoim opowiadaniu. Plany na
przyszłość także masz dość nietypowe. I nie masz pojęcia o gotowaniu? Cóż, jak
widać nie przeszkadza ci to wcale w pisaniu opowiadania o kucharce.
Pozostały nam jeszcze linki z ulubionych
blogów i ocenialni oraz jakże przydatny spamownik. Właściwie po przejrzeniu
menu wiemy już wszystko, co mogło by nas interesować. Osobiście nie wymagam
żadnych zbędnych zakładek o bohaterach, a muzyka przy tym opowiadaniu wydaje mi
się niepotrzebna, dlatego te cztery podstrony w zupełności mi wystarczają.
5/5
Podsumowanie:
Spodziewałam się raczej zwyczajnej
obyczajówki, a trafiłam na przyzwoitą, niemal kryminalną historię naszpikowaną
tajemnicami. To ciepła, pełna humoru opowieść, wprost idealna na poprawę
nastroju po ciężkim dniu. Właściwie niewiele jest rzeczy, które powinieneś
poprawić. Popracuj trochę nad opisami, dopracuj dialogi i przede wszystkim pisz
dalej! Wspomniałeś, że rozdział dwunasty może być ostatnim opublikowanym na
blogu. Cóż, szkoda by było zostawić takie dobre opowiadanie. Nie przejmuj się licznikiem
komentarzy- blogi pisze się także dla siebie, by rozwijać swoje umiejętności, a
przy okazji poznać zdanie innych. To ma być przede wszystkim dobra zabawa. Ilość
komentarzy wcale nie jest najważniejsza. Moje opowiadanie czyta jedna osoba, a
i tak chcę je skończyć. Jeśli już coś zaczynamy, to szkoda zostawić to bez
zakończenia. Mam nadzieję, iż nie opuścisz jednak „Alicji…”, bo jestem bardzo
ciekawa co będzie dalej. Każdy czytelnik ma inne preferencje i dlatego niektóre,
nawet gorsze, blogi obfitują w liczne komentarze, ale naprawdę nie trzeba
się tym przejmować. Chyba lepiej mieć
świadomość, że robi się coś dobrze i wkłada się w to sporo wysiłku i serca niż
zbierać laury za byle co. W każdym razie ja na „Alicję…” na pewno będę zaglądać.
9/10
Punkty:
87
Ocena:
bardzo dobra
Cholera.
Oczywiście Microsoft World 2010 nie odzyskuje niezapisanych dokumentów.
Komputer się wyłączył i kilka godzin roboty poszło na marne. Dobrze, że
pierwsze dwa kryteria miałam zapisane, ale resztę musiałam pisać od nowa.
Ech, i jeszcze teraz muszę
codziennie chodzić na te nieszczęsne wykłady na prawo jazdy i przez ponad dwie
godziny słuchać starszej pani, która co chwilę mówi nam o
"włanczaniu" się do ruchu. Mam tylko nadzieję, że nie pójdę w ślady
kucharki Alicji i już po pierwszym podejściu będę to miała za sobą. Samochód to
zdecydowanie nie epoka Aity.
Jeśli są gdzieś jakieś błędy, to mnie poprawcie.
Bardzo dziękuję za ocenę.
OdpowiedzUsuńNieco podniosła mnie na duchu.
Cieszę się, że mnie doceniłaś, i mam nadzieję, ze rzeczywiście będziesz odwiedzała Alicję i "zaglądała do garnka". Liczę na Twoje opinie.
Wstawiłem nowy, XIII rozdział, rozwiewający sprawę Magdy i wiele zmieniający w... właściwie możesz się sama przekonać, o co chodzi :)
Pozdrawiam,
Tomanek
Nie ma za co. W końcu po to tu jesteśmy- nie tylko by ganić, ale także by chwalić.
UsuńPostaram się jeszcze dziś znaleźć chwilę na przeczytanie nowego rozdziału i mam nadzieję, że nie będzie on ostatni ;)
A, mam jeszze jedną sprawę administracyjną. Czy dało by radę zmienić jakoś archiwum, żeby widoczne były tytuły i lista postów? To było by wygodniejsze, bo czasem trudno znaleźć jakąś ocenę, kiedy się człowiek spieszy, a musi cofać się przez wszystkie posty.
OdpowiedzUsuńWitam. Jestem takim człowieczkiem, który wchodzi wszędzie i zagląda wszędzie, więc przyszło mi to przeczytać. Służę pomocą, bo sądzę, że to bardzo pożyteczna rzecz, a warto byłoby ją rozpowszechnić. :) Archiwum nie zmienisz, ale zapewne chodzi Ci o to: http://bloggerstop.net/2009/01/drop-down-menu-widget-for.html?showComment=1338906008921#c8858053183089418335
UsuńTo zwykły gadżet, podany kod kopiuje się do gadżetu HTML/JavaScript (jak tam podano). To jest coś na zasadzie szerokiej listy z Oneta, ale wszystkie linki i tytuły trzeba wpisywać samemu. ;)
Pozdrawiam
Właściwie chodziło mi tylko o zwykłą zmianę stylu archiwum, np. na bardziej czytelną według mnie "Hierarchię". Pytam dlatego, że chcę się dowiedzieć jaka jest na ten temat opinia administracji.
UsuńAle dzięki za pomoc ;)
Jestem za! To irytujące klikać milion razy, żeby dojść do tego, czego się szuka -.-
UsuńAmira