środa, 29 maja 2013

[563] sukcesja-chiyo.blogspot.com

Moja pierwsza ocena nieszablonowa... Troszkę się denerwuję, ale... raz się żyje!




Nie powiem – byłam bardzo mile zaskoczona, gdy ujrzałam, że Chiyo (w mojej głowie TA Chiyo) chce ode mnie ocenę jej bloga. Lekko mnie to zestresowało, ale potem stwierdziłam, że po prostu będę robić swoje niezależnie od autora i tego, jak dobry jest w tym, co uskutecznia.
Dlatego też, wyznając tę zasadę od początku do końca, przystępuję do oceny bloga Sukcesja.
Czytałam orędzie do oceniających i wiem, że adres „Sukcesja” był już zajęty, więc wybrałaś inny… Cóż, na samym początku faktycznie mi to przeszkadzało, bo wyznaję zasadę, że adres bloga to kawałek sukcesu: ma przyciągać uwagę, wyróżniać się na tle innych, być owiany tajemnicą… Potem stwierdziłam, że Twój adres mimo wszystko ma te cechy. Nie każdy Ciebie zna (choć zdziwiłabym się, gdyby nie znał, obracając się na przykład w światku ocenialni…), więc mógłby uznać, że adres bloga jest zamierzony. Ja jednak odbieram go właśnie jako blog TEJ Chiyo, więc od razu wiem, z czym będę mieć do czynienia. Rozpoznawalny, charakterystyczny i owiany tajemnicą. Wszystko się zgadza!
Spodziewałam się bardzo głębokiego i wnikliwego cytatu na belce, a w zamian dostaję… Kamyk w jeziorze. Piszę to, będąc już po lekturze treści i wiem, o co chodzi, jednakże jestem mimo wszystko zwolenniczką ciekawych cytatów, które stanowią dopełnienie adresu i kawałek wstępu w lekturę całej treści.
Teraz może co nieco o grafice. Szablon niezwykle prosty, niesprawiający jakichś większych problemów. Na blogu panuje porządek, wszystko ma swoje miejsce. Razi mnie jednak, że rozdzielczość nie ta i nieco mi ucina nagłówek na laptopie, jednak gdy czytałam na komputerze stacjonarnym, wszystko było w porządku. To mały defekt, jednak ujdzie w tłumie. Kolorystyka współgra ze sobą, cała szata przyciąga uwagę, nie odstrasza i nie nudzi się.
Nie mam nic więcej do powiedzenia na tematy czysto techniczne, so… Go.
Zaczynamy więc rozmowę o treści. Nie jestem zbyt dobra w pisaniu ocen nieszablonowych, więc wcale się nie zdziwię, jeśli przestaniesz w pewnym momencie rozumieć mój bełkot. Mam tylko nadzieję, że w jakiś sposób pomogę tą oceną. Nawet w minimalnym stopniu taka pomoc to zawsze jakieś osiągnięcie.
Prolog przywitał mnie pozytywnym zaskoczeniem. Może moja wiedza o klimacie indyjskim jest zerowa, ale dzięki Tobie ją nadgryzę, a co za tym idzie – może mi się spodoba! W każdym razie w prologu przyciągnęła moją uwagę rozmowa księcia młodszego z posłem. Gdy poseł opowiedział tę historię, jak miał zostać ogrodnikiem, a za tym kryło się proste przesłanie… Mistrzowsko rozegrane!
Dużo opisów, przede wszystkim nie męczą, wciągają, ociekają szczegółami, co bardzo cenię i lubię. Same dialogi nie męczą. Widać wyraźnie, że znasz się na rzeczy zarówno pod kątem technicznym pisarstwa, jak i znajomości tematu, o którym piszesz.
Lektura zapowiada się wyśmienicie!
W pierwszym rozdziale poznajemy Anavati – domyślam się, że to główna postać całej historii – oraz mistrza Endrasha, który nie spocznie, póki dziewczyna nie osiągnie ogromnego sukcesu. Mamy jeszcze chłopaka – Jesharasa – którego polubiłam, w sumie na razie jedynie z opisów, bo nie było go zbyt dużo w tekście.
Podobają mi się te intrygi, knowania – widać, że każda akcja musi wywołać odpowiednie reakcje, a co za tym idzie, falę różnorakich następstw. Jednak jakich, z pewnością przekonam się wraz z postępem w czytaniu.
Twoje opisy są mistrzowskie, jak ja – szara myszka – mogę oceniać taki majstersztyk?! Powinnam się od Ciebie uczyć, serio!
Podobają mi się mądrości mistrza Endrasha – przemawiają do mnie, widać w tym sens. Cała ta sytuacja z Jaimą była dla mnie ogromnym zaskoczeniem, tak samo jak to, że dziewczyny zaczęły się przepychać. Sama idea pojedynków bardzo mnie zaciekawiła – przedstawiłaś to bardzo szczegółowo, dzięki czemu mogłam to sobie wyobrazić, a co więcej – zapragnęłam lepiej poznać kulturę indyjską.
Przez cały pojedynek gorąco liczyłam na to, że Anavati wygra, więc jakież było moje zdziwienie, gdy tak się nie stało! Można by powiedzieć, że byłam tak samo przepełniona wzburzeniem, jak Anavati. Ale, oczywiście, mistrz Endrash uspokoił jak i ją, tak i mnie. Przez ten tekst przemawia ogromna mądrość, co nieco mnie onieśmiela i nakazuje inaczej patrzeć na teksty, które oceniam, jak i sama piszę… Respect, że tak to ujmę.
Poznajemy kolejnych bohaterów historii, choć sądziłam, że całość zamknie się na intrydze z prologu i na Anavati, a tu proszę – Upasna. Nadal nie mogę przyzwyczaić się do jej imienia, jest cholernie dziwne! Ten Aran mnie zaciekawił, mam cichą nadzieję, że będzie mieć większy wpływ na historię, a co dalej – zobaczymy. Na razie nie wyrobiłam sobie o nich zdania, ale miło jest patrzeć na tak kontrastujące ze sobą postaci pod względem nie tylko wyglądu, ale przede wszystkim charakteru – to widać na pierwszy rzut oka, choćby i z dialogów, co jednoznacznie może nam powiedzieć, że dobrze wykreowałaś postaci.
Podoba mi się Twój sposób przedstawiania tej historii – dwa różne światy, których życie toczy się równolegle, podkreślając kontrast pomiędzy nimi. Anavati – dziewczyna, która chce spełnić marzenia i wspiąć się na szczyty kariery. A także Upasna – dziewczyna, która wcale a wcale nie czuje się kobietą, a bogowie chyba zapomnieli o niej, gdy rozdawali różne umiejętności…
Nieco zdziwił mnie sposób, w jaki zostało przeprowadzone całe swatanie. Owszem, widać było na pierwszy rzut oka, że para ma się ku sobie, jednak… zabrakło mi opisania pewnej rzeczy, która nieco mnie razi i psuje cały obraz tego wątku. Otóż… Dziewczęta swatają Hinati z Madialu, a gdy już się przekonują, że oni faktycznie coś do siebie czują, od razu przechodzisz do wątku ślubu. A gdzie tu akceptacja ze strony pary? Gdzie to zaskoczenie z ich strony, gdy rodziny oznajmiają im, że mają wziąć ślub… Nie wiem, może to kwestia mojej nieznajomości klimatów, ale po prostu to wygląda tak, że postawiłaś nas już przed faktem dokonanym. Od tekstu zieje dziura. Mamy swatanie i mamy ustalanie ślubu, nic pomiędzy, co zwróciło moją uwagę raczej nie w ten pozytywny sposób.
Tak jak myślałam, postanowiłaś przeplatać historię Upasny i Anavati, by w kulminacyjnym momencie w jakiś sposób ją połączyć. W jaki? Na razie nie wiem, ale mam nadzieję, że już niedługo się dowiem, bo historia zaczęła mnie wciągać bez reszty. Zwłaszcza że mistrz Endrash w końcu wykonał swój ruch względem związku Anavati z Jesharasem.
Trochę rażą mnie kolokwializmy, jakich zdarza Ci się czasem użyć w tekście. „Kiczowaty”, czy też „Wiało od tego nudą na setki kilometrów” – w moim odczuciu nie pasuje to do… klimatu powieści, jaki stworzyłaś do tej pory. To nieco kole, gdy piszesz tak mądre motta, jakimi nam sypnął mistrz Endrash w szóstym rozdziale, aż tu nagle wkrada nam się tekst, że coś jest kiczowate. To moje odczucie, ktoś może się z tym nie zgadzać, jednak… po prostu zwróciłam na to uwagę, bo uważam, że mimo wszystko psuje ten egzotyczny klimat powieści.
Nie spodziewałam się  t a k i e g o  obrotu spraw. Że ojciec Upasny będzie mieć wypadek, że poprosi o taką pomoc znachorkę… Jednak mimo wszystko widać, że dziewczyna dorasta. Idealnie pokazałaś poprzez ten wątek, jak niekiedy bardzo ciężkie sprawy mają ogromny wpływ na życie człowieka – jak zmieniają się, podejmują decyzje, na które nie zgodziliby się jeszcze kilka miesięcy wcześniej.
Z kolei u Anavati także pokazałaś, jaki wpływ na życie ludzi mają poniesione porażki – nie tylko zawodowe, ale też sercowe. Aż zżera mnie ciekawość, co też Endrash nagadał temu chłopaczynie, że zrobił się taki zimny i oschły wobec niej… I jestem ciekawa, czy dziewczyna dowie się, co jej mistrz wykonał… Choć potem dowiadujemy się, że Anavati została doceniona przez samego księcia młodszego! Co, coś czuję, także narobi niezłego bałaganu w życiu studentki.
Pierwsza część, choć z początku w moich oczach bardzo sceptycznie odebrana, tak teraz wciągnęła bez reszty i nakazała czym prędzej doczytać drugą część, która, mam nadzieję, odpowie mi na wszystkie pytania, które sobie zadaję po lekturze „Piórka na wietrze”.
„Kamyku w jeziorze” – nadchodzę!
Coś nam się zaczyna klarować – w końcu mamy połączenie wątku Anavati i książąt, co mnie niezwykle ciekawiło już od ujrzenia prologu. Coś mi się zdaje, że to będzie grubsza, większa sprawa, choć szkoda mi Anavati. Polubiłam księcia Hamaren, tak trochę mnie razi jego… bezwzględność w dążeniu do zdobycia tronu. Ale… to nadaje historii tej ciemniejszej strony, która jest o wiele ciekawsza niż nudne romansidło!
Braciszek następca jednak nie jest taki głupi, za jakiego go początkowo brałam. Myślę, że Hamaren tak łatwo nie wygra, ba! – może to nawet przegrać, co wydaje mi się być nader ekscytującą opcją. Ale nie chcę gdybać, jak na razie akcja zaczyna nabierać tempa, niektóre wątki powoli zaczynają się klarować, a ja chcę jak najszybciej poznać, co będzie dalej!
Powiem szczerze, że przeżyłam lekki szok, gdy książę dziedzic stał się na tyle otwarty, by pocałować Anavati, tudzież Kajrahę i zaproponować to wszystko. A jeszcze większy szok przeżyłam, gdy wywiązała się ta głośna rozmowa między mistrzem Endrashem a Anavati. Nie spodziewałam się, że ją uderzy, tak samo jak nie spodziewałam się, że ona potrafi być aż tak wybuchowa. I potem… Rany, Endrash to niezłe ziółko! Żeby tak wprost dziewczynie mówić, że spanie z księciem w zamian za karierę to żaden problem… Chore, chore, chore!
Myślę jednak, że Anavati odegra w całej historii jakąś kluczową, ważną rolę, choć szkoda mi jej niezmiernie, bo wpadła w sidła czegoś większego – gry o tron – a po sadze Martina doskonale wiemy, że to bardzo brutalna gra.
No to się porobiło… Jayanarya zaszalał i nie czeka na dodatkowe zachęty, tylko od razu przechodzi do rzeczy, choć nie powiem, gdy objął ją od tyłu w pasie, było to na swój sposób słodkie, zwłaszcza że wyobraziłam to sobie w głowie. Jednak nadal bardzo żal mi Anavati. Seks nie może być kartą przetargową do czegokolwiek, to okropne, straszne i w ogóle… Ale wiem też, że takie jest życie i czasami tak już po prostu bywa.
Bardzo pozytywnie zaskoczyły mnie pozostałe kochanki księcia. Traciłam już nadzieję na jakąś normalność wśród przepychu pałacu, a tu proszę! – takie coś! Myślę, że Anavati ma szczęście i nie zwariuje w tym pałacu wariatów, jednak nadal staram się główkować, jaką rolę odegra jej obecność tam, z czego bardzo rad jest książę młodszy. Bo to, że książę dziedzic chce ją w łóżku, to już wiemy, jednak o co tamtemu chodzi?
Przekonajmy się.
Myślę, że wszystko zaczyna się układać w konkretną całość. Pokazałaś też klasę pisarstwa: sprawiłaś, że każdy zdążył polubić księcia dziedzica, podczas gdy okazuje się, że mimo wszystko facet nie jest tak dobry jak wszyscy sądzili. Zmiana o sto osiemdziesiąt stopni. Choć przyznam, że moment, w którym Jayanarya przyszedł pijany do Anavati był jednym z tych przełomowych, gdzie naprawdę go polubiłam i stwierdziłam, że w porządku z niego gość.
Zemsta. Anavati planuje się zemścić, a coś mi się zdaje, że nie skończy się to za wesoło.
I Hamaren… Po trupach do celu – to jego dewiza na życie. I pomimo tego coś nadal nakazuje mi go lubić. Chyba pierwsze wrażenie, jakie na mnie zrobił, nadal się trzyma.
Och, w końcu Upasna! Już myślałam, że o niej zapomniałaś!
Gdybyś mogła zobaczyć moją minę po przeczytaniu kolejnych części… Rany, nie spodziewałam się, że aż tak drastycznych kroków podejmują w haremach, by nie mieć dzieciaków… Pomijając już mój szok, genialnie to opisałaś – bardzo naturalnie, tak jak jest w rzeczywistości. I to mi się podoba, bo nie krążysz wokół l tematu, nie starasz się jakoś zamaskować drastyczności, tylko od razu walisz prosto z mostu, co jest dobre.
Przez cały rozdział głowiłam się nad tym, czym u licha ciężkiego jest rehne. I gdy już traciłam nadzieję, by się tego dowiedzieć, w końcu doznałam olśnienia za pomocą dalszej lektury! Utrzymałaś niezłą aurę tajemniczości wokół rehne, ja niemalże pochylałam się nad ekranem, byleby jak najszybciej poznać odpowiedź, choć podświadomie domyślałam się, co to może być. I się nie pomyliłam. Ale samo oczekiwanie na odpowiedź sprawiło, że nie potrafiłam się oderwać od komputera. Świetne budowanie napięcia!
Od „chmur i obłoków” wprowadzam też sprawdzanie błędów, może coś uda mi się znaleźć.
1)      Tak niewiele wiedzieli o sobie nawzajem, ludzie z Reve’nante o narodach Caldeni i narody Caldeni o nich, że jedni przypominali drugim obce byty spoza wszystkiego, co znane.” – przed „co” powinien być przecinek.
2)      „Znalazłszy się za drzwiami, dziewczyna zdjęła chustę, po czym odetchnęła głęboko.” – zjadłaś słowo.
3)      — Nie będę ci kłamał — rzekł wreszcie, pozwalając sobie na westchnięcie — Nie mam pojęcia.” – Albo stawiamy kropkę na końcu zdania narracyjnego, albo wybieramy opcję bez kropki, tyle że „nie” piszemy wtedy z małej litery.
4)      — Kim jesteś?! — Jayanarya złapał się za głowę; dźwięk przewracającej się fajki poniósł się echem, do wtóru głosu.” – zbędny przecinek
5)      Ciało spowijała bezkształtna, ciemna szata, ale po sposobie, w jaki zwisała z ramion i w jaki układała się dookoła ciała – tak, dookoła, z pewnością nie dotknęła żadnego kawałka skóry poza karkiem i ramionami – domyślił się, iż pod spodem znajdował się ktoś niezwykle szczupły, może wręcz chudy. Z pewnością nikt o kształtach bujnych ani nawet dziewczęcych.” – powinien być przecinek po „sposobie”.
Och, to działanie rehne jest bardzo paskudne, ale w końcu doszukałam się w treści tej powieści elementów fantastycznych! Bo gdzieś tak w połowie zaczęłam się zastanawiać, gdzie tu u licha jest fantasy? A tu proszę, takie halucynacje to gorsze niż po grzybkach! Przynajmniej nie goniły go różowe truskawki z tasakami po kuchni, jak kumpla mojego kolegi…
W każdym razie coraz bardziej podoba mi się postać Adshrena, tudzież Endrasha. Z jednej strony człowiek zaczyna go lubić, potem sprawiasz, że człowiek ma ochotę go zadźgać tępą łyżką, a następnie znów czytelnik ma ochotę uściskać tego gościa za jego dobroć, mimo że jest w to wszystko wplątany. To chyba aktualnie moja ulubiona postać.
1)      Hamaren złożył listy i odłożył je na bok, na osobną kupkę, która nie była ani sprawami do załatwienia, ani sprawami, którymi już się zajął.” – zabrakło przecinka przed „którymi”.
2)      Pomogę ci nie wpaść z deszczu pod rynnę — powiedział podczas ich ostatniego spotkania w Akademii.” – zjedzona literka.
Został przede mną jedynie epilog i mam bardzo mieszane uczucia, bo czegoś zabrakło mi w tej historii… Rozwinięcia wątku Upasny – to na pewno, jest cholernie niedokończony, bo skupiłaś się głównie na Anavati i sprawie przejęcia władzy przez Hamarena… Sama akcja z rehne była… fajnie poprowadzona, ale rozwiązana jakoś… prosto, bez elementu zaskoczenia, jakoś nie powaliło mnie na kolana.
Może rozpiszę się na ten temat po skończeniu czytania epilogu…
1)      Szli dróżką wiodącą na tyły pałacu, gdzie znajdował się wysoki na piętnaście metrów marmurowy podest, gdzie od pokoleń palono królów Tali oraz ich najbliższych.” – chyba trochę niezamierzone powtórzenie, jak mniemam. Nie brzmi jak zamierzone w każdym razie.
2)      „Chyba najważniejsze, aby myśleli, że nie żyje.” – przecinek przed „aby”.
3)      „No wiesz, ludzie rodzą się i umierają, jedni są synami królów, a inni rolników.” – przecinek przed „a”, to nie porównanie.
Okej, sam epilog także już za mną i, niestety, nadal mam mieszane uczucia. Może nie tak bardzo jak przed, ale nadal mnie nie opuszczają. Dlatego zastanowiłam się głębiej, dlaczego tak się stało i co sprawiło, że polubiłam Twoją historię, jednak nie pokochałam jej całym sercem.
Gdy czytam naprawdę świetną powieść – nie musi być koniecznie książką, bo wszyscy dobrze wiemy, że nie wszystkie książki powinny ujrzeć światło dzienne na półkach Empiku, ale też powieści na blogach, odczuwam ekscytację, coś mnie od środka nakręca, napędza własną wenę twórczą. A gdy skończę czytać, mam ochotę powiedzieć na głos: „ o ja pierdolę, to było coś!”. Tutaj… Była ekscytacja, było napięcie, ale… pod koniec to wszystko gdzieś uleciało. I nie za bardzo wiem, gdzie to polazło, bo do pewnego momentu wszystko układało się wyśmienicie, ja wychodziłam z siebie i stawałam obok, byleby tylko móc wiedzieć, co będzie dalej, ale gdy przyszedł czas rozwiązywania akcji, czar prysł. Gdzieś zniknęło to przysłowiowe pierdolnięcie, które powinno towarzyszyć rozwiązaniu zagadki. Tutaj… Tego nie było. Odniosłam wrażenie, że czytałam tekst, żeby czytać, bo przecież ja już wiedziałam, co się stanie, jak to się skończy i… to nie było fajne. Może gdybyśmy nie znali tego punktu widzenia Upasny, gdy Anavati przyszła do niej po rehne, coś by to zmieniło.
Pomimo epilogu nadal odczuwam chorobliwą małość rozwinięcia wątku Upasny. Troszkę za mało jej było w dalszych częściach, a więcej Anavati. Jeżeli zdecydowałaś się na pokazanie też jej historii, powinnaś napisać więcej, bo odczuwam to tak, jakbyś ją wykorzystała tylko do rehne i porzuciła, wspominając ponownie w epilogu, żeby się czytelnicy nie czepiali i tyle.
Co można Ci przyznać, to milion niewiadomych po lekturze całej historii. Myślę, że kontynuacja będzie najwłaściwszym rozwiązaniem tej powieści, bo zostawianie tego tak jak jest teraz byłoby dużym… nietaktem z Twojej strony. Na ten przykład może… Jak wyglądało dalsze życie pozostałych kobiet haremu, jak się powiodło Endrashowi, co z Jesharasem i Anavati, co z Upasną, Aranem, co z księciem niedoszłym dziedzicem i pozostałymi osobami z haremu, które zostały z nim w chwilach… warzywnictwa… Okej, to zabrzmiało głupio! W każdym razie znalazłabym jeszcze kilka mocnych, choćby i związanych z Hamarenem, więc myślę, że powinnaś poważniej się zastanowić nad takową możliwością.
Co więcej, tekst jest naprawdę zadbany – widać, że dużo dla Ciebie znaczy, był na pewno wiele razy poprawiany i nadal wiem, że szukasz błędów, by móc potem to wydać. Myślę, że odwaliłaś kawał dobrej roboty, bo czytanie tak poprawnego technicznie tekstu stało się dla mnie ogromną przyjemnością i w pewnym momencie przestałam zwracać uwagę na błędy, choć powinnam je wyłapywać! Musiała się wracać i sprawdzać, czy czegoś nie przeoczyłam, a to znak, że tekst naprawdę mnie wciągnął, był dobry i wart Tylku przesiedzianych przed komputerem godzin.
Ogółem pomysł bardzo przypadł mi do gustu przede wszystkim ze względu na oryginalność, której Ci nie brakuje. Bądźmy szczerzy: pierwszy raz w życiu spotykam się z taką tematyką w powieści, w ogóle na blogach. Nigdy w całej mojej karierze blogowicza nie spotkałam się z klimatami Wschodu. Od samego początku do końca czytałam w ogromnym zaciekawieniu, chcąc lepiej poznać te klimaty, tę kulturę, obyczaje… To była naprawdę fajna przygoda!
Znając mnie, zapomniałam o połowie rzeczy, które chciałam Ci przekazać, więc prostszą sprawą będzie zachęcenie Cię do otwartej rozmowy na temat tej oceny, by rozwinąć dany aspekt poruszony przeze mnie tutaj. Jeżeli coś mi się przypomni, pewnie dopiszę, jednak teraz przejdę do pozostałych punktów oceny, które mi pozostały.
Teraz zostały już tylko podstrony i podsumowanie.
Rzekłabym, że tego niby jest mało, ale jednak sporo. Skrzętnie ukryłaś spore menu pod linkiem o tej samej wdzięcznej nazwie, gdzie każdy znajdzie dla siebie coś ciekawego. Ja na ten przykład uwielbiam wręcz zaglądać do linków, by sprawdzić, co dany autor lubi czytać w wolnej chwili. Wszystko ma swoje miejsce, widać, że zadbałaś o część techniczną treści: nic dodać, nic ująć.
Myślę, że czas zakończyć tę ocenę. Sama odczuwam do siebie pewną złość, bo zdaję sobie sprawę, że… ta ocena nie była wspaniała, nie była dobra i na bank zawiera w sobie jakieś błędy, których ja nie zdążyłam wychwycić w czasie pisania. Mam tylko małą nadzieję, że w jakiś sposób pomogłam: inaczej spojrzeć na historię, przemyśleć temat, zwrócić uwagę na rzeczy, których wcześniej nie dostrzegałaś. Innymi słowy: w minimalnym stopniu na cokolwiek.
Nie czuję, żebym zmarnowała ten czas, jak wiele razy czuję, oceniając gorsze blogi. To była wspaniała lektura, dała mi sporo do myślenia, pokazała coś nowego i zachęciła do poznania innych kierunków. Myślę, że wiele autorów powinno brać z Ciebie przykład i dbać w ten sposób o historię, o bloga, o część techniczną. W pewnym stopniu pokazuje to profesjonalność podejścia do tematu.
Cóż mogłabym rzec: dziękuję, że dałaś mi możliwość poznania Twojego pisarstwa, Twojej historii, Twoich bohaterów. I oby do następnego!

Ocena: bardzo dobry (5)

***

W szkole zaczyna się powoli uspokajać, ocenę pierwszego bloga z kolejki powoli kończę, więc spokojnie! - jest dobrze :)

7 komentarzy:

  1. O łał, i w ten sposób skończyły się moje plany, by pójść dziś wcześniej spać. Wybacz, jeśli z komentarza wyjdzie chaos, ale nie umiem komentować ocen inaczej niż na bieżąco, a jeszcze po drodze zdarza mi się rozgadać, zacząć iks dygresji... i sama widzisz, prawda?
    Wiesz, nie wiem, kim jest "TA" Chiyo, ale z chęcią bym ją poznała, bo aż za często o niej słyszę. A tak poważnie, to po prostu dziwi mnie, że po tylu latach w Internecie i tak długiej przerwie od siania po nim postrachu znienacka (tj. nie tylko w ocenach), nadal trafiają się ludzie, którzy mnie w ten czy inny sposób kojarzą i jeszcze myślą o mnie jako "TA Chiyo".
    Szczerze? Od czasu do czasu zaglądam na bloga, który mi zajął adres, w płonnej nadziei, że może coś uległo zmianie, np. adres się zwolnił albo wreszcie jest namiar na założyciela. Co prawda nie wiem, czy na tym etapie bawiłabym się w zmienianie adresu, ale łudzić się można.
    W sumie, skoro powieść już skończona, a epilog jest tak jakby poza poszczególnymi częściami powieści, to mogłabym przenieść Tacyta na belkę. No tylko że wtedy jego mądrości by mi się powieliły, bo są też w szablonie. No i znowu, nie wiem, czy na tym etapie miałoby to jakikolwiek sens.
    Ile ja bym dała, aby być większym specem graficznym i móc tak ustawić obrazek, by każdemu się wyświetlał w całości. Już nie zliczę, ile razy go zmniejszałam, a komuś i tak kawałek gdzieś utnie. Ale jeśli wiesz, jak coś takiego zrobić, to byłabym wdzięczna za link/wytłumaczenie, bo wiedza szablonowa się akurat przydaje na każdym blogu (i nie tylko). :)
    I pewnie nie uwierzysz, ale teraz, skoro skończyłaś już pisać, że tak powiem, o "banałach", to ręce zaczęły mi drżeć i trochę mi puls przyspieszył. Ha, nerwy nie omijają nikogo!
    Ojej, jesteś chyba jedyna (albo druga, już teraz nie pomnę dokładnie, ale chyba jednak jedyna), która polubiła Jesharasa. Jej! *.* To dla mnie praktycznie mini-sukces, bo tyle osób go nie cierpiało lub miało gdzieś, że miło po tak długim czasie spotkać kogoś, kto go tak od razu polubił, przyjemna odmiana. No i Jesharasowi się też raźniej zrobiło. :)
    Majstersztyk? (Yhm, tak naprawdę to z ust wyrwało mi się "Ej weź", ale to nie brzmi zbyt mądrze :P). No dobrze, w sumie to nie mnie się wypowiadać, nie jestem najbardziej obiektywną osobą, jeśli chodzi o moje własne opisy, ale nadal się dziwię, słysząc/czytając te mocniejsze komplementy. Jak właśnie "majstersztyk" zamiast "dobre" czy coś innego w równie niewiele mówiącym tonie.
    ... Przepraszam, ale: phihihihihi! Jeżu, naprawdę staję się matroną Internetu, skoro przez moją twóczość przemawia "ogromna mądrość". Powinnam się może zasłonić argumentem, że to nie moja mądrość tylko mistrza Endrasha i jego podejścia do życia, ale w gruncie rzeczy bardziej zaliczam się do Rzemiechów, nie do Artystów (sama, w sensie pod kątem przekonań na temat pisania), więc też i nie wierzę w "życie postaci literackich" aż tak bardzo.
    Upasna cholernie dziwnym? Może. Ale zdradzę, że to jedyne imię w całym tekście, które naprawdę jest indyjskie, a nie tylko stworzone poprzez pomieszanie odpowiednio brzmiących sylab. Słowo! Zabrałam je jednej uczestniczce tanecznego konkursu w Indiach, która przy okazji użyczyła mojej wyobraźni wizerunku Upasny z "Sukcesji". Nie wiem, czy ten filmik jeszcze jest na Youtubie, ale nawet jak nie, to sama go gdzieś mam na dysku, więc mogłabym Ci Upasnę pokazać. ;D

    c.d.n.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Swatanie było w sporej mierze oparte na tym, co sama wiem o swataniu w Indiach - gdzie w najgorszym wypadku para młoda spotyka się w dniu zaręczyn (teoretycznie w dniu ślubu by mogli, ale zaręczyny to też nie lada ceremonia i taki trochę big deal). Nikt w tekście nie kwestionuje tego swatania, gdyż: a) nie jest niczym niecodziennym; b) zakładają, że Hinati i Madialu się zgodzą. Pewnie gdyby któreś z nich miało coś przeciwko, daliby w jakiś sposób znać i tu już się zaczyna zabawa: czy rodzina Hinati będzie tak tolerancyjna, by jej pozwolić na sprzeciw, bo bardziej im zależy na jej szczęściu, czy jednak poszliby w kierunku "typowego" zachowania w takich sytuacjach w Indiach, na których wzorowane jest Tali i jego zwyczaje, i zmusili córkę do ślubu. Ale i tak dziękuję za zwrócenie uwagi, to zawsze coś, nad czym mogę pomyśleć i zastanowić się, czy nie zakładam przypadkiem od Czytelników trochę zbyt wysokiego poziomu podstawowej wiedzy o Indiach. W końcu nie każdy wiedzieć musi, nie każdy musi się interesować, ale to w interesie autora leży, aby każdy Czytelnik rozumiał jak najwięcej z samego tekstu.
      Co do tych słów, teraz nie pamiętam, w jakim kontekście padły (a, przyznaję bez bicia, nie chce mi się szukać, mimo że nie zajęłoby to wiele czasu :P), ale też nie opierajmy się na mądrościach jednej postaci, bo... cóż, to tylko jedna postać i nikt się z jej poglądami nawet nie musi zgadzać. Na pewno na takie wstawki zerknę i odświeżę sobie, czy faktycznie były tak celowe, jak mi się teraz wydaje (wiadomo, pamięć zawodzi, a długa przerwa od "Sukcesji" naprawdę dobrze mi robi).
      Z ciekawości: dlaczego, cytując, odebrałaś "Piórko na wietrze" "sceptycznie"?
      No ale też pamiętajmy, że książę dziedzic, jakiejkolwiek byśmy o nim opinii nie miały, jest rozpuszczony, czy też, delikatniej mówiąc, przyzwyczajony i do dostawania, i do brania tego, czego chce. A dla Anavati to był po prostu moment, w którym wyczerpała się jej... hmm, nie tyle cierpliwość, bo jej nie traciła ani trochę, raczej tolerancja dla niekonwencjonalnych metod mistrza Endrasha. Na zasadzie że jak się człowieka dźga, to będzie się irytował wewnętrznie i irytował, aż w końcu wybuchnie.
      Brr! Wybacz, ale Martin nie działa na mnie dobrze. Może nie to, że go nie cierpię (od tego jest moja była współlokatorka, której wystarczy pozwolić, a wyłoży wiele naprawdę konkretnych argumentów, dlaczego Martin i "Pieśń lodu i ognia" jest be), co raczej nie przepadam, przynajmniej literacko, bo serial mi się nawet podoba jako niezobowiązujący odmóżdżacz. Po prostu Martin, chociaż pomysł miał niezły, nie jest pisarzem, którego bym szanowała, o, w ten sposób. Przepraszam za te dygresje. No ale też - uprzedzałam, prawda? ^^
      Ach, o kochankach księcia Jayanaryi pewnie mogłabym stworzyć osobne miniaturki! Może to kiedyś nawet zrobię, ot, w ramach dodatku albo po prostu zabicia czasu? Hmm, w sumie dobrze byłoby, gdyby ich historie się nie zmarnowały, skoro już je jako tako stworzyłam. :P
      Mówiłam to w komentarzu bodajże Szamanowi, ale z chęcią powtórzę: dopóki ta część nie została opublikowana, sama nie zdawałam sobie sprawy z tego, jak ważna była dla postaci i jak drastycznie mogła odmienić pogląd przeciwnikó Jayanaryi na niego. Do tamtego czasu ta scena po prostu w mojej głowie była, żyła sobie, ale bardziej jako "facet taki po prostu jest" i "gdzieś trzeba by dać do zrozumienia jego kompleksy przed Wielkim Bum". Czy to nadal jest klasa, skoro nie stworzyłam sceny z zamiarem właśnie pokazania "ludzkiej" strony postaci? Nie wiem, chyba nie mnie w to wnikać, niemniej jednak dziękuję ślicznie za uznanie.

      c.d.n.

      Usuń
    2. Hm, może coś mi we łbie nie zatrybiło, a może rzeczywiście łeb uznał, że czas do łóżeczka, ale nie do końca rozumiem, co dokładnie masz na myśli przez te "drastyczne kroki" w haremie i przez "niekrążenie wokół tematu". W sensie że chodzi Ci o aborcję? Nie mówię, że to akurat mój pogląd, ale jednak łatwiej się pozbyć ledwie rozwiniętego płodu niż już narodzonego dziecka, zarówno fizycznie (poronienie we wczesnym stadium ciąży, o którym nie wie sama niedoszła matka, nie jest aż takie niecodzienne), jak i psychicznie (bo po dziewięciu miesiącach CZUCIA, jak rośnie w niej życie, niewiele kobiet naprawdę zgodziłoby się oddać własne dziecko komukolwiek). No i, tak nawiązując do Maritna, jakoś nie wyobrażam sobie, aby w tym "po trupach do celu" Hamaren zdobył się na zamordowanie nikomu winnych bękartów, to chyba jednak trochę za daleko nawet jak na niego i jego dość wątpliwy kręgosłup moralny. ;)
      O, błędy! Dziękuję! Te ostatnie rozdziały są najmłodsze, a wtedy to już kompletnie miałam "Sukcesji" dość, więc nie sprawdzałam ich aż tak często (taki na przykład prolog to w pewnym momencie chyba znałam już na pamięć, tyle razy go sprawdzałam :P). W każdym razie, dziękuję za wszystkie wytknięcia. Aha, a to jedno wskazane powtórzenie - tak, było celowe.
      A co do tych elementów fantastycznych - sama alternatywna rzeczywistość jest elementem fantastyki. I magia, o której były wzmianki. I inne rasy, o których też co nieco było i jeszcze będzie (w Caldeni driady nie są tylko legendą). Ale jakoś nie przepadam za takimi typowymi elementami fantastyki, nie wiem, może mi się przejadły, a może faktycznie wyłazi ze mnie lenistwo (bo mogłabym "Sukcesję" przenieść do tych szesnastowiecznych Indii bez większych problemów, ale nie chce mi się robić aż tyle riserczu :P). Tak czy inaczej, fantastyka tam jest, ale jest tłem w pełnym tego słowa znaczeniu, o. ^^
      Haha, podoba mi się określenie "zadźgać tępą łyżką"! Chyba wprowadzę je do mojego słownika!
      Ha, tego chyba wyczekiwałam najbardziej. Jak pewnie zauważyłaś, niektóre Czytelniczki już mi sporo wytknęły a propos zakończenia, więc postaram się zbytnio nie rozwodzić. Krótko mówiąc: doskonale rozumiem, co masz na myśli. I na swoje usprawiedliwienie mogę powiedzieć wyłącznie tyle, że po trzech latach męczenia kota miałam tej powieści po dziurki w nosie (serio, w którymś momencie "Sukcesja" doczekała się pełnego tytułu "Sukcesja, ta zdzira"), więc gdy wreszcie dobrnęłam do planowanego końca, nawet palcem nie ruszyłam, by to zakończenie w jakikolwiek sposób poprawić. Wiem, wytłumaczenie marne, ale prawdziwe. Chociaż co do wątku Upasny się nie zgodzę - Upasna jest nie tyle "dużym" wątkiem samym w sobie, co spoiwem pomiędzy wątkami Anavati i Hamarena, pokazaniem, że gdyby coś się nie wydarzyło u postaci, że tak powiem, trzeciej, z pozoru nieważnej, to ciąg dalszy byłby zupełnie inny, jeśli w ogóle jakiś by był. A jak Czytelnik miałby to wiedzieć, jeśli spotkałby Upasnę tylko te dwa czy tam trzy razy w drugiej części?

      c.d.n.

      Usuń
    3. Nie zgodzę się też do wątków, które wymieniłaś jako wątki wymagające kontynuacji. Kochanki księcia są trzecim planem, więc nawet jeśli ich dalsze losy mogą być interesujące, nie są dla powieści ważne, ważne jest tylko to, że z nich wszystkich zostały wyłącznie dwie. A z epilogu można wywnioskować, jak dalej wyglądało życie Akshmy i Ayadhity - opieka nad martwym umysłowo księciem, którego obie kochają, aż do śmierci (jego lub ich). Upasna, jak już wspomniałam, jest bliższa spoiwu między wątkami niż wątkowi samemu w sobie, a mistrz Endrash... Z nich wszystkich to jego losy można by rozwinąć nieco bardziej, ale to też nie miałoby już związku z fabułą "Sukcesji". W zamiarze (i wykonaniu) "Sukcesja" nie miała być, że tak to ujmę, alfą i omegą żywota którejkolwiek z postaci, a raczej pokazaniem fragmentu ich życia, tego fragmentu, w którym dostrzec można, jak drobiazgi sprawiają, że czyjeś losy się łączą lub nie, że coś wpływa na coś innego, jak życie (i niektórzy ludzie) wszystkim manipulują. A to co było przed prologiem i po epilogu nie ma już wielkiego znaczenia. I dlatego też, o ile mnie pamięć nie zawodzi, nigdy nie mówiłam "kontynuacja Sukcesji". Mówiłam za to o "tomie drugim Sukcesji". ;)
      To może zanim przejdziesz do podstron itede, też jakoś podsumuję ten długaśny wywód. Przede wszystkim: bardzo Ci dziękuję. Za poświęcony czas, za cenne uwagi i, chyba najbardziej, za kopa pozytywnej energii. Jak wspomniałam, przez trzy lata spędzone na tej jednej powieści zdążyłam ją porządnie znienawidzić, co nie wyszło dobrze dla jej zakończenia. Ale dlatego też, zamiast się załamać i zrezygnować ze wszystkich pozostałych ocen po przeczytaniu komentarzy Czytelniczek, że zakończenie jest ewidentnie niedokończone, na te ostatnie oceny czekam. Bo czy to pochwałą, czy to konkretną uwagą/wytknięciem czegoś, oceniający zawsze dają radę w ten czy inny sposób przywrócić mi wiarę w "Sukcesję" i dodać motywacji, by jej nie kopnąć w zadek, tylko wziąć własne cztery litery w troki i coś z tym zrobić. (Krótko mówiąc, gracie mi, drodzy Oceniający, na perfekcjonizmie - albo łechtacie moje ego ;D). No dobrze, pewnie jest w tym też trochę Elementu Lenia, tj. niektórzy oceniający mogą sę pokusić nie tylko o wytknięcie tego, co im nie leży, ale może nawet zaproponują, jak oni by to poprawili - co z kolei odejmuje pracy mnie, bo nie muszę wtedy sama myśleć, jak poprawić to, co spieprzyłam. :P Ale jednak bardziej rozchodzi się o motywację i przywrócenie mi wiarę w to, co spod moich stukających w klawiaturę palców wyszło. Więc jeszcze raz: dziękuję. :)
      A wiesz, że też lubię patrzeć ludziom w linki? Co prawda ostatnimi czasy rzadko mi się zdarza, by umieszczone tam blogi czytać, nawet jeśli mnie zaciekawią (chyba że NAPRAWDĘ mnie zaciekawią, ale to się zdarza bardzo rzadko), ale i tak lubię tam gmerać. O człowieku można tyle powiedzieć, patrząc na jego biblioteczkę, więc analogicznie o blogerze można powiedzieć sporo po zawartości jego linków.
      Pewnie teraz powinnam się ukryć za skromnością, ale ostatnio zrobiłam sobie test osobowości Myer-Briggsa, z którego wyszło, że mój typ osobowości, ISTJ, jest metodyczny i często bierze starania innych for granted, bo tak samo robi z własnymi, więc... Tak, powinni! :P Przynajmniej o tę techniczną. Jak człowiek naprawdę chce, to poprawi nawet najbardziej subtelne błędy interpunkcyjne, wystarczy poczytać parę mądrych poradników/podręczników, poprosić kogoś o pomoc, samemu sprawdzać jeden fragment milion razy i się nigdzie nie spieszyć. Ale niestety, żyjemy w czasach, gdzie większości się nie chce albo są leniwi, a reszta się zasłania wymówkami. Ach, jak miło wylać trochę żali. :P

      c.d.n.

      Usuń
    4. I nic się nie bój, mój włączony już na tryb "do łóżeczka" umysł zbystrzył tylko parę literówek (na zasadzie gdzieś zostało jakieś pojedyncze "l" albo gdzieś się pojawiła wielka litera, bodajże w słowie "tylko" czy czymś innym na "t"), a, jak już powiedziałam, z Twojej oceny wyniosłam naprawdę sporo i nie wszystko z tego jest motywacją czy łechcącymi moje ego komplementami. I jak na pierwsze podejście do oceny niezablonowej, wydaje mi się naprawdę składne: ani razu się nie pogubiłam ani nie odniosłam wrażenia chaosu czy niedosytu uwag/komentarzy na jakiś temat.
      Pozdrawiam cieplutko i, po raz enty (ale chyba już ostatni): dziękuję!

      P.S.
      No że też ostatnią, tak malutką część komentarza musiało mi odrzucić, bo przekracza limit. >.<

      Usuń
    5. Mówiąc TA Chiyo miałam na myśli, że bardzo dobrze Cię znam ze światka ocenialni - ciężko, by ktoś Cię nie znał i nie kojarzył ;P Ale wiem, że sporo osób ceni sobie Twoje zdanie, Twoją radę i opinię - jakby nie patrzeć, ja także, bo wiem, że jesteś po prostu lepsza w te klocki ;D
      Jeśli chodzi o grafikę, moja wiedza jest spora, jednak nie aż tak duża ;P wiem tylko tyle, że wszystko zależy od przeglądarki, od rozdzielczości ekranu i tyle... Wiele osób sprawdza, w jakiej przeglądarce szablon najlepiej wygląda i pisze o tym na głównej stronie, b y nikt nie był zdziwiony, że coś nie działa. Ja osobiście nie sprawdzałam, bo kocham nad życie Firefoxa, jednakże wiem też, że moja rozdzielczość ekranu laptopa nie jest jakoś powalająca w stosunku do rozdzielczości ekranu komputera stacjonarnego. Dlatego często grafikę oceniam tam, bo jest bardziej wiarygodny ;P
      Ty? Denerwowałaś się, czytając ocenę treści? Rany! xD Choć w sumie wiem, co czujesz, sama mam tak za każdym razem, gdy ktoś ocenia mojego bloga z fantasy ;P
      Jesharasa powinni docenić, o! Chłopak jest w porządku ;P
      Och, z chęcią zobaczę Upasnę! I taki konkurs taneczny, to cholernie ciekawa sprawa! *,* Przez lekturę Twojego bloga naprawdę zapragnęłam poznać bliżej klimaty Indii, choć nie mogę uwierzyć, że Upasna jest jedynym indyjskim imieniem xD Że tak powiem - masz smykałkę do tworzenia indyjskich imion xD
      No, to swatanie było dla mnie nieco zaskakujące, ale wiadomo - nie znam zwyczajów panujących w Indii, dlatego się zdziwiłam. Tak jak sama napisałaś: nie każdy czytelnik o tym wie i warto zwrócić uwagę na tego typu aspekty.
      Z początku zawsze podchodzę nieco nazbyt sceptycznie do lektury jakiegokolwiek bloga. Bo nigdy nie wiem, na co mogę trafić, czy faktycznie mi się spodoba i czy przypadkiem nie będzie to strata czasu. Ale z każdym kolejnym rozdziałem coraz bardziej mnie wciągało i choć nie wszystko ogarniałam, od razu polubiłam i stwierdziłam, że to jednak będzie fajna przygoda - móc ocenić nietypowego bloga z kolejki :P
      Martinowi mogę przyznać jedno: ma łeb jak sklep, żeby to wszystko ogarnąć i móc napisać. Ale co prawda to prawda - porywającego stylu to on nie ma. Ot, po prostu historia jest wciągająca, mnóstwo tajemnic i zawiłości, a ja lubię tego typu klimaty.
      Hahaha, faktycznie udałam się z tą tępą łyżką xD Czasami walnę jakąś niedorzeczność, z której potem wszyscy chodzą i się śmieją ;P
      Okej, więc wątek Upasny powinien być bardziej rozwinięty. Rozumiem, wiadomo, ona ma wpływ na Anavati i Hamarena, jednakże było jej mimo wszystko za mało, powinno być więcej, żeby człowiek czuł się usatysfakcjonowany. Ja nie byłam w każdym razie.
      Drugi tom "Sukcesji" - także dobrze brzmi ;P
      Mimo wszystko cieszę się, że sporo wyniosłaś z tej oceny, że się na niej w żaden sposób nie zawiodłaś i co najważniejsze dla mnie: chciałaś w tak obszerny i wyczerpujący sposób na nią odpisać! Bo nie ma nic lepszego niż autor poświęcający swój czas oceniającemu - wtedy widzę, że ktoś docenił i moje starania. Dzięki! ;*
      Nie planujesz aby przypadkiem czegoś napisać w najbliższym czasie? Poczytałabym z chęcią coś na bieżąco *,*

      Usuń
    6. Nie wiem, czy lepsza, bo zmierzyć jakość oceniania nie jest aż tak łatwo (jakoś na pewno się da, ale raz że to zabawa dla kogoś z dużymi pokładami czasu, a dwa - cóż, to ocenianie oceniania, więc na ile będzie obiektywne?). No ale chyba wrodzone gadulstwo i lata spędzone na czytaniu mądrzejrzych/bardziej doświadczonych ode mnie zadziałały, skoro jeszcze nie zdarzył mi się krytykant twierdzący, że moje oceny są do kitu i jeszcze poparłby to logicznym argumentem. ;P
      Cóż, może kiedyś trafię na kogoś tak mądrego, kto i będzie wiedział, jak takie szablonowe sztuczki zrobić, i to wyjaśni tak, jak dziecku wyjaśnia się koncept mnożenia.
      Jak na złość akurat tego filmiku z Upasną już na YT nie ma, a nie mam ze sobą dysku na którym (chyba jeszcze) mam ściągięty z YT plik, ALE! Znalazłam zapowiedź tego samego programu, w którym Upasna jest, o, tutaj: http://www.youtube.com/watch?v=gf5gRuTdKHg. Na 0:35 i 0:54 są na nią ładne zbliżenia, a od 2:22 do 2:44 jest fragment jej występu. A jakbyś kiedykolwiek chciała się w Indie trochę bardziej zagłębić, to daj znać. Co prawda przyznaję, że od jakiegoś roku mój kontakt ograniczył się do muzyki i jedzenia, ale tych iluś filmu, które się już obejrzałam, i wiedzy ogólnej nikt mi nie zabierze. ;)
      No, z tym że Martin w pewnym momencie przestał ogarniać to, co stworzył. Gdyby nie fani, których podobno wypytywał o to, co on sam wcześniej napisał, pewnie "Tańca ze smokami" jeszcze by nie było. (A przynajmniej tyle wiem od Michała Jakuszewskiego, który czasem, jak mu się zbierze na plotki, opowiada o tym i tamtym).
      Pewnie, że "drugi tom Sukcesji" brzmi dobrze - i przy okazji nie daje złudnych nadziei, jakoby to była kontynuacja czegokolwiek. ^^
      Hm, nie obiecuję niczego, oprócz tego, że na pewno nie porzucę Upasny, kiedy wreszcie znajdę siły, by się za kolejne poprawianie "Sukcesji" zabrać. Ale też nie sądzę, by pojawiło jej się znowu aż tyle więcej - to, co już o niej wiadomo, to najbardziej znaczące i najciekawsze wydarzenia z jej życia, a nie chciałabym lać wody pisaniem o jej niezbyt ciekawej rutynie przez cały rozdziałczy dwa tylko po to, aby było jej więcej. Noale! Czas pokaże, wszystko wyjdzie w praniu. Już tyle razy "Sukcesja" mnie zaskakiwała i kazała zmieniać koncepcje (z dopisaniem wątku Upasny włącznie!, nie było go w pierwotnym zamyśle), że pewnie jeszcze nieraz to zrobi. :)
      Wiem coś o tym. Długie komentarze cieszą oceniającego, bo pokazują, że autor naprawdę ocenę przeczytał i docenia poświęcony mu czas. A ja, jak powiedziałam, nie umiem komentować ocen inaczej, niż w trakcie czytania - gdybym miała napisać komentarz dopiero po przeczytaniu całości, połowa tego, co chciałam powiedzieć, wyleciałaby mi z głowy, a to co bym ostatecznie napisała pewnie byłoby, nie wiem, takie jakieś suche i zdystansowane. A według mnie ważne jest nie tylko to, co oceniany o ocenie myśli, ale też jakie w nim wywołuje emocje. Innymi słowy, staram się tak komentować, jak sama chciałabym, aby moje oceny były komentowane.
      Noooo, nie bardzo. To znaczy, na bieżąco (w miarę) to do czytania są oceny na KP, artykuły w Proliteracji i ewentualnie moje "mądre" wypociny w postaci esejów na zajęcia z polityki. :P Ale tak bardziej literacko to raczej nie. Są niby jeszcze "Spisane przypadkiem", blog, który przechowuje moje łan-szoty, stare i nowsze, ale nigdy nie planowałam robić z niego czegokolwiek regularnego, więc publikuję tam wyłącznie wtedy, kiedy mam co. Przerwa od pisania większych tworów chyba jeszcze mi się nie skończyła, może się rozleniwiłam, a może faktycznie jeszcze dostatecznie nie odpoczęłam po "Sukcesji". Ale jak kiedyś znowu coś gdzieś ruszy, Internet na pewno się w ten czy inny sposób dowie. ^^

      Usuń