Oceniam Bibliotekę Wyobraźni – wreszcie, aż się chce powiedzieć.
Jednocześnie donoszę, że Monicreque raczy nie istnieć, a Eskapizm jest tak przeterminowany, że nie mam siły tykać kijem, kiedy tyle ważniejszych spraw mam na głowie.
Pierwsze wrażenie:
No cóż…
zacznijmy po kolei, jak to mam w zwyczaju. Otóż adres niezwykle mi się podoba,
dodatkowo naprawdę zaciekawia i odnoszę wrażenie, że to, co zastanę pod nim,
idealnie wpisze się w moje gusta.
Z jednej
strony Biblioteka wyobraźni może
nawiązywać do ładnej, niejako autotematycznej historii – opowieści w książkach
o książkach są dla mnie w pewien sposób magiczne – albo też do zbioru różnych
różności. W każdą stronę byłabym zadowolona, w gruncie rzeczy. No, adres
zdecydowanie na plus.
Belka
zachwyciła nieco mniej. Jestem wrogiem powtarzania czegokolwiek w kółko do
znudzenia; nawet nie namawiam do cytatu czy czegoś podobnego, po prostu… byle
nie powtarzać. Okropnie tego nie lubię, toteż się lekko skrzywiłam.
Inna sprawa,
że moje wątpliwości zostały rozwiane – czekają mnie różne różności. Yay! No to będę musiała sobie
logistycznie ocenę zaplanować. No, mózgu, zacznij działać, będę wdzięczna.
Na koniec
krótki rzut oka na szablon – ojejciu. Jak tu cudnie. I wyjustowanie. I akapity.
I właściwie nic mi nie zgrzyta. I chyba jestem zachwycona.
Jaelithe.
Czyżbyśmy się znały…? No nic, taka osobista dygresja, bo osobę o takim
pseudonimie znam tylko jedną. Ale wracam do oceny, no.
10/10
Szata graficzna:
Kocham ten
nagłówek. Kocham i wielbię. Tam jest nawet jednorożec z Ostatniego jednorożca! I Harry Potter. I smok, całkiem możliwe, że
z Eragona. I multum innych różności,
a w tle – książki. Mówiłam już, że kocham nagłówek?
Cytat znam – i
bardzo lubię. Ładnie wpisuje się w całość, nie jest nachalny, ale możliwy do
rozczytania. Jestem zdecydowanie na tak. Plus kolorystyka naprawdę mnie
urzekła. Ciepła, pozytywna, swojska, trochę magiczna Od razu przyjemniej po
tych wszystkich chłodniejszych barwach, które dominują w szablonach.
Mój zmysł
estetyczny czuje się przyjemnie zaspokojony. Nawet gdybym nie musiała, z chęcią
zostałabym na dłużej. Zdecydowanie.
Już chyba
dawno tak nie słodziłam. Starzeję się.
10/10
Treść:
Dobrze, pojadę
po kolei każdą twórczością, jaka się na blogu znajduje. Otóż najpierw pod
ostrzał trafi Subconcious, z którego
błędy wypiszę z pierwszej oraz ostatniej części. Potem podsumuję całość tekstu
i do następnego.
No to wio!
I – Po raz pierwszy:
1) „Na jej
zakręcie mogła dojrzeć park miejski - jedno z tych miejsc, do których uwielbiała
wracać i które pokochała już jako mała dziewczynka.” – to nie jest miejsce na
dywiz, tylko pauzę. O ile nazwy mi się nie pomerdały. W każdym razie: dywizem
łączymy wyrazy, jak na przykład różowo-zielony.
2) „Gdyby nie
fakt, iż znajdowała się aktualnie w dość napiętej sytuacji, pewnie już dawno siedziałaby
pomiędzy parkową roślinnością na swojej ulubionej ławce w cieniu kasztanowca.”
– to nie brzmi do końca. Lepsza by była „kłopotliwa” albo „trudna”, albo whatever.
3) „Na tej
samej ławce, na której w dzieciństwie zawsze siadała z mamą. Ta pogodna, artystycznie
uzdolniona kobieta zabierała córkę do parku zawsze w towarzystwie nieodłącznego
szkicownika i ołówków.” – powtórzenie.
4) „Uwielbiała
patrzeć, jak jej matka przelewa na papier te niesamowite obrazy podsuwane przez
wyobraźnię i marzyła, by w przyszłości również móc tak potrafić.” – o rany boskie.
Móc tak potrafić zepsuło całe ładne brzmienie akapitu. Rozumiem potrzebę
połączenia logistycznego z następnym, zatem… wywalić „móc”?
5) „Być może
to właśnie jej buntowniczy nastrój i podekscytowanie zapowiadającym się dalej dniem
sprawił, że znajdowała się teraz w obecnej sytuacji...?” – komu się ten dzień
zapowiadał? I jak to zrobił? Trzeba to trochę przebudować, bo znowu nie brzmi
stylistycznie.
6) „Czy oni naprawdę
myśleli, że w jej pokoju na pierwszym piętrze i za zamkniętymi drzwiami, nie
było słychać ich podniesionych głosów kłótni?” – niepotrzebny przecinek.
7) „Ich
kłótnie zawsze były widowiskowe, a kończyły się tak samo - milczeniem przez kolejne tygodnie,
aż któreś z nich nie przełamało się i nie przeprosiło.” – znowu.
8) „I znała
nawet odpowiedź -
wiedzieli, że nie.” – jak wyżej.
9) „- W
końcu -
mruknęła do siebie i spojrzała na biurko, na którym oprócz notatek z
matematyki, które przeglądała jeszcze dziś rano, leżał opakowany w kwiecisty
papier prezent.” – ta sama sytuacja.
10) „Podarunki wyglądają dużo piękniej w świetle
nocy niż dnia - mówiła, a Whisper wierzyła jej bezwarunkowo,
mimo tego, że jej rodzicielka ostatnimi laty nieczęsto bywała na tyle w pełni
sił umysłowych, by jej słowa miały jakiś ogólny sens.” – znowu problem dywizu, a
słowa „jakiś” należy unikać w narracji wszechwiedzącej. Najlepiej je tu po
prostu usunąć.
11) „Tak... do
czasu choroby kobiety, Whisper była najszczęśliwszym dzieckiem na świecie. Teraz była
nastolatką dzielącą dom z ojcem, macochą i ich sześcioletnim synkiem, co,
według niej, było
wielką kpiną wszechświata.” – powtórzenia.
12) „Matkę,
natomiast,
widywała sporadycznie, w wyjątkowych przypadkach.” – nie trzeba robić z tego
wtrącenia, powstaje tylko niepotrzebne zamieszanie przecinków.
13) „- To na
twoje opowieści -
szepnęła i mrugnęła zabawnie do córki.” – znowu.
14) „- Jest
taki specjalny -
wyznała jej kobieta, gdy, trzymając córkę pod ramię, razem spacerowały po
niewielkim parku należącym do terenów ośrodka. - Jesteś już taka duża... -
mówiła, przesuwając nieco błędnym wzrokiem po murze otaczającym placówkę.”
– myślę, że do tej pory powtórzyłam to tyle razy, że już Autorka zapamięta i
nie muszę się powtarzać więcej. Zatem nie będę.
15) „Wspięła się więc na parapet okna, które chwilę
wcześniej otworzyła, i przerzuciła nogi na drugą stronę, po czym
powoli zsunęła się na dach werandy, którą sprytnie wybudowano tuż pod jej
oknem.” – zgubiony przecinek.
16) „Kolejne
kilka minut i nastolatka była na miejscu. Zielona ławeczka ukryta pośród
krzewów była
azylem dla Whisper, a wcześniej także dla jej matki.” – powtórzenie.
17) „Usiadła, z
nagłym uczuciem wszechogarniającego ją spokoju i ulgi.” – zbędny.
18) „Jeszcze
chwilę z uśmiechem przyglądała się niedbale zaklejonemu papierowi,
zanim rozerwała go, już nie ukrywając nękającej ją od kilku godzin
niecierpliwości.” – zgubiony.
19)
„Nastolatka zaniemówiła, przyglądając się pięknej okładce przedstawiającej jakąś
barwną puszczę.” – znowu.
20) „Od razu było
widać, że została wykonana ręcznie. Nie była dziełem sztuki, ale dla Whisper była
najcudowniejszą rzeczą, jaką w życiu widziała. (…) Wszystkie były w
odcieniach fioletu i błękitu. Ściółką przede wszystkim były niezliczone kwiaty, (…)” – powtórzenia.
21) „Drzewa w
tym namalowanym lesie nie pokrywały zielone, czy złote liście.” – bez przecinka.
22) „Ściółką
przede wszystkim były niezliczone kwiaty, a na samym środku, pomiędzy
roślinnością,
zostało przyklejone zdjęcie dwunastoletniej Whisper.” – zgubiony.
23) „Ściółką
przede wszystkim były niezliczone kwiaty, a na samym środku, pomiędzy
roślinnością zostało przyklejone zdjęcie dwunastoletniej Whisper. Dziewczyna dobrze
wiedziała ile ma lat na tym zdjęciu.” – powtórzenie.
24)
„Dziewczyna dobrze wiedziała, ile ma lat na tym zdjęciu.” – zgubiony.
25) „Był to
bowiem dzień jej urodzin, a zarazem najgorszy dzień, jaki pamiętała.” – zgubiony.
26) „Jednak na
tym obrazku wizerunek młodszej wersji własnej siebie, wśród lasu usłanego zielonym
listowiem, Whisper
mogłaby być nawet najszczęśliwszym dzieckiem na świecie.” – lepiej
samej siebie. A potem… gdzieś mi się chyba zgubił sens…
27) „Otworzyła
zeszyt, który był
dużo grubszy niż się tego początkowo spodziewała. Pierwsze strony już były
wypełnione.” – powtórzenie.
28) „Wolała
sama się nią zajmować, niż patrzeć, jak lekarze przy każdym najdrobniejszym
odchyle od normalności wstrzykiwali jej rodzicielce jakieś lekarstwo, po którym już
niemożliwym było z nią porozmawiać.” – zbędny, zgubiony, pozbywamy się!
29) „Musiała
znaleźć dla niego jakieś zastosowanie.” – znowu.
30) „Nie mogła uwierzyć, jak łatwo jej poszło!” – zgubiony.
31) „Jeszcze chwila i znajdą się za bramą...
kilka następnych kroków i znikną z oczu wszystkim pracownikom ośrodka, jeszcze
moment i nikt nie dowie się, co się
stało z jedną z pacjentek, ani z jej córką.” – zgubiony, zbędny.
32) „Odgadła,
że jej
ojciec zajmuje jej
fotel stojący przy biblioteczce z książkami tuż przy drzwiach.” – oba zbędne.
33) „Mężczyzna
musiał o tym wiedzieć, bo nie czekał na jakąś reakcję, tylko kontynuował.” – jak
wcześniej, plus tu powinien być dwukropek.
34)
„Dziewczyna nie odezwała się, domyślała się, że jego opowieść ma jakiś
morał, który powinien przywrócić ją do porządku i sprawić, że będzie skruszona
swoim niedojrzałym zachowaniem.” – znowu!
35) „A jeśli
przestanie brać leki, będzie jeszcze gorzej.” – zgubiony.
36) „Nie
chcesz,
by zrobiła sobie krzywdę, jak wtedy...” – zgubiony.
37) „zastrzegł
mężczyzna, wstając, i ruszył do drzwi.” – kolejny zgubiony.
38) „Długo nie
mogła zasnąć, a gdy w końcu jej się to udało, zaczęła żałować, że to, co widzi
przed sobą,
to nie jawa.” – zgubiony.
39) „Czytając
wszelkiego rodzaju książki, często wyobrażała sobie światy do nich
należące, jednak żaden z nich nie był bardziej realny i szczegółowy niż ten,
który miała teraz przed sobą.” – zgubiony.
40) „Z jej
rozchylonych ust wydobyło się przeciągłe westchnięcie, gdy jej oczy chłonęły wygląd otoczenia.”
– lepiej „westchnienie”, ale to akurat opcjonalne. Plus to drugie jej zbędne.
41) „To
wszystko wyglądało, jak z obrazka... dosłownie.” – zbędny.
42) „Bardzo
pasował jej brak obuwia, a lekka bawełniana koszula nocna powiewała za każdym
jej
krokiem, nie krępując ruchów.” – z każdym krokiem, zbędne.
43) „Słyszała
szelest liści i subtelny szum wiatru, a gdy przymknęła oczy, miała wrażenie, że te wszystkie
dźwięki układają się w szepty, których nie potrafiła zrozumieć.” – zgubiony.
44) „Nogi same
poniosły ją w głąb puszczy, a jej bose stopy z przyjemnością witały chłodny,
miękki mech” – zbędne.
45) „Nic nie było dla
niej takie samo – każde drzewo było jedyne w swoim rodzaju, każdy liść mienił się
inną paletą barw, a każdy kwiat wprawiał ją w jeszcze większy zachwyt.” –
powtórzenie.
46) „Zazwyczaj
błoga nieświadomość nie pozwalała jej na rozpoznanie w sytuacji, ale teraz było inaczej.”
– rozeznanie w sytuacji lub rozpoznanie sytuacji.
47) „Wszystko
tutaj wydawało jej
się takie kojące…” – się jej.
48) „Długie
kosmyki jej ciemnych włosów opadały na jej zaróżowione od emocji policzki.” – zbędne.
49) „Mężczyzna
stojący kilka kroków od niej przypominał jej postać z jakiejś książki fantastycznej.” –
będę gryźć.
50) „W stroju
z jakiejś
miękkiej tkaniny i w kolorach otaczającego go otoczenia.” – jak miękka, to nie
jakaś.
51) „Może to
dzięki sięgających
mu ramion włosów w kolorze bezchmurnego nieba?” – dzięki komu,
czemu? Sięgającym mu ramion włosom.
52) „-
Przecież by mnie nie utopiły, za płytko jest – odparła dziewczyna, sama
zaskoczona własnym, logicznym podejściem do sprawy.” – zbędny.
53) „(…) bo
automatycznie zrobiła dwa kroki w tył, utrzymując dystans pomiędzy nią, a
mężczyzną i tym samym obiema stopami ponownie znajdując się w strumieniu.” –
zbędny.
54) „Whisper
nie zdążyła jednak zrobić kolejnego ruchu, w którąkolwiek ze stron, bo coś złapało ją za
kostki i wciągnęło do strumienia.” – zbędny.
55)
„Dziewczyna szybko znalazła się pod wodą, chociaż, gdyby wstała, to nawet w najgłębszym miejscu
sięgałaby jej najwyżej kolan.” – zbędny, zgubiony.
56) „I jakby
na potwierdzenie jego słów, ze strony strumyka dał się słyszeć stłumiony
chichot, który jednak szybko umilkł, oddalając się, płynąc z prądem.” – zbędny,
od strony.
57) „Na jednym
z nich miała niewielki
rozcięcie; skrzywiła się, widząc sączącą się z niego leniwie krew.” –
literówka.
58) „Szczerze
mówiąc,
jesteś drugim, jakiego spotkałem w życiu” – zgubiony.
59) „Zauważyła
jednak, że Iskadar oprócz łuku, który położył obok siebie, miał też flet, który leżał teraz
na jego kolanach.” – zgubiony.
60)
„Wyrzeźbiony był
z jasnego drewna, a na całej jego długości widniały licznie wyżłobione
zdobienia. Był
prawdziwym dziełem sztuki.” – powtórzenie.
61) „- To
jakiś herb? – spytała Whisper, mrużąc oczy, by wyraźniej dojrzeć niewielkie żłobienia,
układające się na
wzór.” – zgubiony, zbędny, we wzór.
62) „Cóż… miło
cię było poznać,
Whisper.” – zgubiony.
63) „Może się jeszcze
kiedyś spotkamy, kto wie? Jeśli odwiedzisz jeszcze kiedyś mój świat, zabierz ze sobą lepszą
odzież” – powtórzenie.
64) „Poderwała
się do siadu i rozejrzała nieprzytomnie po własnym pokoju, zalanym szarością poranka.” –
zbędny.
IV – Fantastyczna czwórka:
1)
„- To ona, w twojej rodzinie, stała w kolejce po rozum -
stwierdziła Whisper, z rozbawieniem zerkając na kolegę.” – zbędne wtrącenie.
2)
„- To w takim razie po co ja stałem w kolejce? - spytał
Mike, patrząc wyczekująco na szatynkę, która obdarzyła go uważnym spojrzeniem
od stóp do głów,
po czym wzruszyła ramionami.” – zgubiony.
3)
„- Oj, żartuję.” – znowu.
4)
„Nie sposób było zliczyć, ile razy nauczyciele im to
powtarzali; ostrzegali, że zignorowanie tej zasady grozi dyskwalifikacją z
egzaminów nawet do dwóch lat.” – zgubiony.
5)
„(…), wyciągając z kieszeni swoją komórkę i bardzo
donośnie chwaląc się kolegom, tym, że udało mu się ją do środka i z powrotem
przeszmuglować.” – zbędny.
6)
„Niektórym być może to zaimponowało, ale na jego
nieszczęście,
przechwałki chłopaka usłyszeli nie tylko uczniowie.” – zbędny.
7)
„Nie mam zamiaru tracić czasu na współczucie jakiemuś,
podrzędnej inteligencji, chłopczykowi.” – zbędne wtrącenie.
8)
„Od kiedy to potrafisz określić wysokość czyjegoś IQ
tylko na podstawie jego wyglądu i zachowania.” – znak zapytania.
9)
„- Oj, daj spokój, Whisper.” – zgubiony.
10) „Szatynka
nie zadawała sobie trudu, żeby mu powiedzieć, że to nie to samo i że to, co
zrobił Liam,
trudno było nazwać zbrodnią.” – zgubiony.
11) „-
Zauważą... - Tym razem westchnięcie dziewczyny nie było sztuczne.” – westchnienie
lepiej stylistycznie.
12) „-
Resztę wakacji spędzę, składając ubrania w Primarku.” – zgubiony.
13) „-
Sprzedaj swoją kolekcję komiksów, to też cię będzie stać na bilet.” – znów.
14) „Wracając
z college'u,
dziewczyna zawsze używała tylnych drzwi, prowadzących do domu przez ogródek i
tym razem nie było inaczej.” – znów.
15) „(…)
i tym razem nie było
inaczej. Płyty chodnikowe ułożone na trawniku były, (...)” – powtórzenie.
16) „Płyty
chodnikowe ułożone na trawniku były, zdaniem nastolatki, za duże i w za dużych
odległościach od siebie, przez co normalny chód nigdy się dla niej nie spisywał
i musiałaby co półtorej kroku włazić stopą na trawę.” – nie sprawdzał.
17) „Skacząc
z płyty na płytę,
dotarła do kamiennego patio, na którym ustawione były krzesła i stół ogrodowy z
parasolem.” – zgubiony.
18) „-
Jasne. - Nastolatka westchnęła, ale weszła do domu przez rozsuwane szklane drzwi. -
Hej, Allyson. Mogę w czymś pomóc? - spytała, wchodząc do kuchni, gdzie kobieta
stojąca przy wyspie, kroiła warzywa.” – powtórzenie, zbędny.
19) „-
Mogłabyś zamieszać makaron w tym dużym garnku? - poprosiła, podnosząc głowę na
moment,
by zerknąć na pasierbicę.” – zgubiony.
20) „Przecież była Wigilia! Dziewczyna była w
dość buntowniczym nastroju, (...)” – powtórzenie.
21) „Święta to czas rodzinny i Whisper chciała, by był takim i tego roku.” – zgubiony.
22) „Siedziała na parapecie, zastanawiając się,
czy gdyby skoczyła z werandy, znajdującej się tuż pod oknem, na trawnik, to coś by jej się stało...” – zgubiony.
23) „- Chciałabyś mi pomóc w pieczeniu ciasteczek? -
spytała, uśmiechając się łagodnie. Nastolatka momentalnie chciała odpowiedzieć
"nie", ale nie chciała macosze sprawić przykrości, szczególnie
dzień przed świętami.” – powtórzenia.
24) „Szczerze mówiąc, Whisper była gotowa się zgodzić już po słowie "foremki".”
– zgubiony.
25) „Teraz
jednak nastolatce nie w głowie było strojenie się, nawet jeśli rzeczywiście było co
świętować.” – powtórzenie.
26) „Jednym
z powodów był
syn sąsiadów, który był zbyt podobny do Olly'ego, jak na jej gust.” – powtórzenie,
zbędny.
27) „Nastolatka
właśnie próbowała wcisnąć głowę w jedną z ciasnych przestrzeni pomiędzy łóżkiem, a
ścianą (i jedyne,
co tam na razie zmieściła, to nos), gdy do drzwi jej pokoju zapukała
Ally.” – zbędny, zgubione.
28) „Poczekała, aż
kroki Allyson rozlegną się na schodach, i po raz ostatni zerknęła pod łóżko.” –
zgubione.
29) „Postanowiwszy
później uporać się z tym problemem, ruszyła do pokoju przyrodniego brata.” –
zgubiony.
30) „Chwilę
później zrozumiała, co spowodowało jego szybką reakcję.” –
zgubiony.
31) „Wolno
odwróciła się do chłopczyka, stojącego pośrodku pokoju z poczuciem winy
wymalowanym na twarzy.” – zbędny.
32) „-
Nie masz prawa wchodzić do mojego pokoju i dotykać moich rzeczy, rozumiesz?! -
krzyknęła, sama zdziwiona agresją, do jakiej była w tym momencie zdolna.” –
zgubiony.
33) „-
Wspaniale. Po prostu świetnie - warknęła pod nosem nastolatka, dobrze wiedząc, co
się teraz stanie.” – zgubiony.
34) „Zwłaszcza, że
ewidentnie była zirytowana.” – zbędny.
35) „Pogódź
się z tym, bo taryfa ulgowa dla dziewczynki, która utraciła matkę,
skończyła się lata temu!” – zgubiony.
36) „Ot, taka
lekka, młodzieżowa sukienka nadająca się na letni wieczór na świeżym
powietrzu.” – zgubiony.
37) „Dopiero
teraz, patrząc we własne odbicie, ogarnął ja głęboki smutek.” – zgubiony, literówka.
38) „Starała
się nie myśleć o niczym i tym samym przyspieszyć zapadnięcie w sen, ale mimo
tego minęło jeszcze sporo czasu, zanim jej się to udało.” – zgubiony.
39) „Napięcie
emocjonalne, którego była powodem, nadal nie znikło, więc na następną rozmowę
pouczającą będzie musiała poczekać do dnia następnego.” – zgubiony.
40) „Jeśli
spotka Iskadara i ten zgodzi jej się wyjawić, jakim sposobem mogłaby zostać w
jego świecie...” – zgubiony.
41) „-
Och... - wyrwało jej się, gdy zorientowała się, że tym razem trafiła do tego
świata w czasie nocnym.” – się jej.
42) „Szatynka
nie mogła zakładać, że Iskadar nie ma nic innego do roboty, tylko godzinami czekać tu na jakąś
ludzką dziewczynkę.” – zgubiony, wywalamy.
43) „Miała
nadzieję, że w mroku uda jej się znaleźć ścieżkę.” – się jej.
44) „Jak
się domyślała,
w ciemności nie łatwo się było odnaleźć.” – zgubiony.
45) „Jak
się domyślała w ciemności nie łatwo się było odnaleźć. Próbowała odtworzyć w pamięci
drogę, ale nie było
to proste gdyż, jak dobrze pamiętała, jej wycieczka do wioski była
dość chaotyczna.” – powtórzenia.
46) „Błękitna
puszcza nie wydawała jej się teraz tak przyjazna, jak za dnia.” – się jej,
zgubiony.
47) „Zejście
do wioski nie zajęło jej już dużo czasu, ale dopiero stojąc pomiędzy jej
pierwszymi domami, dziewczyna musiała przyznać, że nie ma nawet pojęcia, gdzie
zacząć szukać Iskadara.” – zgubiony.
48) „A
przecież jedynym miejscem, które tu znała, to karczma Athala. Tak, to było odpowiednie miejsce
do rozpoczęcia poszukiwań.” – powtórzenie, zgubiony, ponadto bym przebudowała
pierwsze zdanie, bo straciło gramatyczny sens.
49) „Z
nieco poprawioną
pewnością siebie ruszyła więc w głąb miasteczka.” – źle brzmi stylistycznie.
Może… podbudowaną? Albo coś w ten deseń.
50) „Whisper
mimo to pchnęła jej drzwi, które niespodziewanie okazały się być otwarte, i
niepewnie weszła do środka.” – zgubiony.
51) „Głośne
szuranie, przypominające odgłos, jaki robi odsuwane krzesło, dochodzące z głębi
pokoju gwałtownie poderwało nastolatkę i mogłaby przysiąc, że podskoczyła na co
najmniej dwa metry.” – zgubiony.
52) „-
A owszem, to miejsce należy do Athala. A tak się składa, że ja jestem jego
synem - oznajmił,
wstając.” – zgubiony.
53) „-
No to chodźmy! - postanowił Iskadar, z powrotem wychodząc zza baru i kierując się
ku drzwiom.” – zgubiony.
54) „By
dołączyć do mężczyzny, musiała odwrócić się tyłem do światła, tym
samym ograniczając sobie sporą jego część.” – zgubiony.
55) „Karczma
to nie miejsce na takie rzeczy - powiedział rzeczowo, stojąc w drzwiach i
czekając,
aż Whisper do niego dołączy.” – zgubiony.
56) „-
No rusz się,
zanim zmienię zdanie albo, co gorsza, wrócę do domu - powiedziała Whisper,
szturchając Iskadara w bok.” – zgubiony.
57) „Nastolatka
przycupnęła tuż obok niego, licząc, że być może usłyszy jakąś melodię.” – wywalamy.
58) „Bo
widzisz... robienie czegokolwiek w świetle dnia w tej kopalni, byłoby
bardzo uciążliwe, jeśli nie niemożliwe.” – zbędny.
59) „Tego
dnia, lata temu, rodzina szlachecka przywiozła razem z sobą w nasze strony pewne
stworzenia, których nigdy wcześniej tu nie widziano.” – ze sobą.
60) „Teraz
Iskadar mówił szeptem, a Whisper wytężała wzrok, starając się coś dojrzeć w
pogrążonej w ciemnościach kopalni, bo już domyślała się, dokąd zmierza jego opowieść.” –
zgubione.
61) „A
mają słabość do ładnych kamieni - powiedział i w tym momencie pierwsze ostro
promienie słońca wyjrzały zza wzgórza (…)” – literówka.
… To już
koniec?!
Mamo.
Dobrze,
troszkę się otrząsnę z rozczarowania, że nie poznam końcowych losów Whisper –
mam nadzieję, że chwilowo nie poznam – a skupię się na tym, po co tu jestem.
Otóż na początek zauważę, że zrobiłam się niezwykle czepialska przy wypisywaniu
błędów; ponieważ uznałam, że mi wolno.
Piszesz na
tyle dobrze, bym mogła bardziej uczepić się stylistyki niż samej części
technicznej, toteż wiele tu moich sugestii, do których wcale nie trzeba się
dostosować. Chociaż przyznam się, że czytając czwarty rozdział, tak bardzo
chciałam się dowiedzieć, co dalej, że już nawet nie miałam ochoty wypisywać
potknięcia, a kiedy to robiłam, to z nadzwyczajną irytacją, że musiałam oderwać
się od lektury.
Wiesz, co to
oznacza, prawda?
Już dawno nie
trafiłam w ocenach na coś, co by mnie naprawdę wciągnęło, zaciekawiło i
przykuło do monitora. Niezwykle przyjemnie mi się czytało, polubiłam – bądź nie
– bohaterów, a wszystko potrafiłam sobie odpowiednio plastycznie wyobrazić. Nic
więcej, niemalże, nie potrzeba do szczęścia. No, poza tymi szlifami, których
wypisałam trochę powyżej.
Do bohaterów
nie wolno mi się tu odnieść, dlatego przemilczę, za to skupię się na
konstrukcji fabularnej. Wszystko ma swoje miejsce, co się widzi oraz ceni. Nie
odnosiłam wrażenia, że miotam się razem z narratorem między wydarzeniami,
prowadzono mnie za rączkę i coraz bardziej popychano w ten stworzony,
nierzeczywisty świat. Doskonale, jestem bardzo zadowolona!
Historia
skłoniła mnie do zadawania sobie pytań. Przede wszystkim w głowie kołacze mi
się jedno – czyżby Whisper zapadała na tę samą chorobę, co matka? To byłoby
przykre. Dlatego ja na pewno bym tak to rozwiązała! (jestem podłym człowiekiem,
podłą pisarką dla moich postaci, wybaczcie tę osobistą dygresję, ale nie mogłam
się powstrzymać). No i podoba mi się, jak zupełnie inny był ten świat, do
którego przychodziła, od codzienności.
Tam, przede
wszystkim, dostrzegano ją. Zwracano na nią uwagę. Czuła się chciana.
Przynajmniej ja tak odebrałam – bo jej sytuacji rodzinnej… argh, starałam się
zrozumieć pana tatę, panią macochę, ale po ostatnim rozdziale to normalnie aż
bym, nie wiem, okropnie mnie zdenerwowali.
Ależ we mnie
emocji wzbudziła ta historia! Och, i Iskadar to nadzwyczaj intrygująca persona.
Mam nadzieję, że prędzej czy później dowiemy się, jak Whisper udało się ukraść
mu flet. I poznamy więcej tego niezwykłego świata.
W gruncie
rzeczy dużo się nie działo. No bo właściwie… co? Nie wiem. Dzień za dniem, sen
za snem (uwielbiam motywy oniryzmu, mówiłam już?), nic porywającego, a jednak
siedziałam jak na szpilkach, otwierając szerzej oczy i trochę przysuwając twarz
do monitora. Już dawno nie miałam szczęścia poczytać tak przyjemnego fantasy.
Moja dusza
romantyczki jeszcze tylko wietrzy to tu, to tam drobne romansiki, ale bez tego
wątku także jest cudownie. Naprawdę. Szkoda by było, gdyby historia nie została
zakończona, bo w jej prostocie kryje się taka uniwersalna prawda, którą można
dopasować do niemalże każdego z nas.
Jestem na tak.
Syriusz Black FF
Z racji braku
czasu, który utrudnia pisanie ocen, muszę zrezygnować z wypisywania błędów. Mam
nadzieję, że to, co zrobiłam z poprzednim tekstem, trochę pomoże, a w wypadku
rzucenia mi się czegoś w oczy w następnych oraz w tym, powiem. Ale bety
rozdziałów nie dokonam, bo byśmy musieli czekać sto lat i dłużej, no.
No dobrze, do
tekstu mam mieszane uczucia. Nigdy nie czułam się wybitnie w fan fiction
jakiegokolwiek rodzaju, a jeśli czytywałam, to zwykle dla przyjemności, bo
zawsze byłam zbyt wymagająca co do zgodności z kanonem.
Tu muszę
przyznać, że… odejście od, że się tak wyrażę, prawdy oryginału mnie nie
zdenerwowało. Zaciekawiło. Z początku co prawda fragmenty wspomnień mnie nużyły
i bardziej wypatrywałam tych teraźniejszych skrawków, ale wreszcie wszystko
złożyło się w całość i już nie narzekałam specjalnie. Jedyna myśl, jaka
kołatała mi się po głowie, dotyczyła tej konieczności życia Harry’ego u
Dursleyów. Podejrzewam, że o tym pamiętasz i zamierzasz coś o tym napomknąć.
Albo wyjaśnić, dlaczego to bujda.
A jeśli nie,
to właśnie subtelnie podpowiedziałam, że dobrze by było to rozwiązać.
I
sugerowałabym, po zdecydowaniu się na jeden typ narracji, jednak zamienić
dziewiąty rozdział z tymi fragmentami na również pierwszoosobowy. Pomieszanie
czasów jest dopuszczalne, póki pierwszoosobowym narratorem ciągle jest ta sama
osoba, a kiedy pierwszoosobowych narratorów robi się sporo, to lepiej wyrzucić
te trzecioosobowe momenty.
Swoją drogą
nieźle mnie zdezorientował ostatni rozdział, nie do końca wiem, jaki zabieg za
tym stoi. Mam nadzieję, że zostanie to wyjaśnione.
Teraz jeśli
chodzi o techniczne szczegóły… co do błędów – przecinki przy wtrąceniach, to na
pewno szwankuje. W pierwszych rozdziałach, no i w środkowych, również zapis
dialogów.
Pomysł
ciekawy, dość zgrabnie wykonany, ale momentami nudził. Nie wiem czemu – może
czytanie o czymś, o czym już wiem, trochę mnie denerwowało, nawet jeśli zostało
pokazane z innej perspektywy. Bądź też początkowe komentarze Blacka w tych
fragmentach teraźniejszych – to znaczy jego urywane myśli narracyjne, mam
nadzieję, że się wyraziłam w miarę zrozumiale. Szarpało to płynność, nieco
męczyło, ale z biegiem czasu zniknęło, więc się lepiej czytało.
Coś bym
sugerowała zmieniać? Nie, chyba nie, poza tym rwaniem jego myśli. Nie sposób
wpakować więcej akcji, nie sposób niczego przebudowywać, bo zepsułoby to całą
konstrukcję. Lepsze jest wrogiem dobrego.
Och, robiłabym
krótsze akapity. Przy aktualnych oczy zaczynają się wypalać, przynajmniej moje,
jak się czyta ciągiem wszystkie rozdziały. A tak, jak będą krótsze, zawsze
znajdę moment na mentalne odsapnięcie, że tak powiem.
Podsumowując,
nie powiedziałabym, że tekst stoi na wyższym poziomie od poprzedniego. Jak dla
mnie w fan fiction największą bolączką jest, że kiedy trzymamy się kanonu choć
minimalnie, powielamy często znane czytelnikowi informacje.
Za to podoba
mi się kreacja dwóch pań oraz biednego Johna. Zastanawia mnie jednak, czy mają
za zadanie podkreślać odwieczny pociąg płci pięknej do Syriusza, czy jeszcze
zostaniemy zaskoczeni. Tak czy siak, sceny z ich udziałem często były
przyjemniejsze do czytania.
Ach, genialne
wczucie się w Stworka, za to duży plus!
Zgrzytnęła mi
jeszcze urocza dziennikarka deus ex
machina u Dursleyów. Wszystko wszystkim, ale jak, czemu?
Panicz Śmierć
Imiesłowom
czasownikowym też należy się przecinek. W wolnym tłumaczeniu: po słowach
kończących się na „-ąc” i tym podobne, wstawiamy przecinek przed czasownikiem.
Znaczy, nie tak stricte, tylko… mamo.
„Marszcząc brwi,
zerknął na budzik stojący na szafce nocnej; przeczesał palcami włosy, które,
ignorując ten gest, nadal sterczały we wszystkie strony” –
przykład żywcem z opowiadania, nawet się wtrącenie wkradło, no.
Rozglądnął to
bardzo brzydka forma. Rozejrzeć.
Przepraszam,
nie mogłam się powstrzymać: Listonosz Pat! <3 To była bajka, prawda? Już się
cała rozpłynęłam.
No dobrze,
jestem… zaskoczona oraz zmieszana. Przeczuwałam, nie spodziewałam się z drugiej
strony. Nie wiem, co o tym myśleć. W pojedynczych utworach zwykle szukam sensu,
celu literackiej kreacji – może to zboczenie z klasy humanistycznej
rozszerzonej, ale no cóż. Maturka zobowiązuje, że tak powiem.
W każdym
razie… naprawdę nie wiem. Jedyne, co mi się nasuwa, to próba deheroizacji
postaci Śmierci oraz nadanie jej ziemskiego wymiaru – jej jak i całemu
przemysłowi… pozagrobowemu czy psychicznego ludzi, w końcu ciocia Depresja czy
inna Pycha, prawda. Może także przesadzam i było to zwyczajne przelanie pomysłu
na papier.
Tak czy siak,
odnoszę wrażenie, że za dużo. Za dużo mówiąc, mam na myśli, że wstępu. Rozumiem
wprowadzanie napięcia oraz inne tego typu zabiegi, ale zostało gdzieś
przesadzone. Och, moje konkrety – wybacz, późna godzina, a ja mam nadzieję
skończyć ocenę dziś, bo już dość się naczekałaś.
Dobrze,
zbieram mózg do kupy. Chodzi o to, że wiele z tych fragmentów kreujących
bohatera na postać normalną, typowego nastolatka, było zbędnych. Z budowania
napięcia stworzyła się nagle wyzuta guma, która się rozciągnęła i zaczęła
nudzić. Oraz wprowadziła chaos – za dużo elementów, które nie mają żadnego
wpływu na przekaz tekstu. Przez to koncentracja zaczyna zanikać, nie wiadomo, w
jakich elementach ewentualnie szukać wskazówek.
A wreszcie –
od rozmowy z ojcem mija za dużo czasu do zawiązania kulminacyjnej akcji. Znowu
bym poucinała w tekście, bo to znowu wprowadziło pewną dezorientację oraz
znużenie. Powtarzanie do, za przeproszeniem, porzygu, jaki niezdarny oraz
nieogarnięty jest nasz kontrowersyjny bohater sprawiło, że zmrużyłam
niezadowolona oczy.
Zastanawiam
się także, czy wypowiedzi pana taty pisane były wielkimi literami ze względu na
podkreślenie pogawędki przez telefon… czy to takie oczko do twórczości pana
Pratchetta? Pewnie znowu przesadzam z interpretacją, ech.
W gruncie
rzeczy tekst przyjemny, całkiem poprawny, męczyło jednak wydłużanie
niepotrzebnych szczegółów. Lepiej by historii zrobiło, gdyby ją odchodzić o
kilka wątków, które i tak nie posiadają kontynuacji oraz skutków ubocznych, że
tak to ujmę. W ten sposób uzyska się efekt zaparcia tchu, nie oddychania
ciężkiego w oczekiwaniu na zawiązanie zaskakującej puenty.
Która, swoją
drogą, wypadła dość zgrabnie.
Ewentualnie to
ja znowu się czepiam, a wszystko wyszło tak, jak było zaplanowane. Wszystko
powyżej to, oczywiście, rady. Proszę, nie odbierz ich jako rozkazów.
Złodziej i Anioł
Akcja dzieje
się zdecydowanie daleko od Polski, w Ameryce, jak mi się zdaje. Skąd zatem
nagle porównanie do Krakowskiego Rynku?
Dobrze, tu się
nawet nie doszukam literackiej kreacji, ponieważ zgaduję, że powstało z potrzeby
zagłębienia się w dane uniwersum oraz wykorzystania danych postaci. Mój ból
polega jednak na tym, że nie orientuję się za bardzo w klimatach. Choroba.
Rzec mogę, że
pod względem technicznym w porządku. Tym razem nie było przesytu tekstu,
aczkolwiek nie mogłam się otrząsnąć z poczucia bezsensowności tekstu. Trzeba mi
wybaczyć, bo zostałam poważnie spaczona przez moją polonistkę, nie odbieraj
tego jako zarzut, taka luźna dygresja.
Czułam się
nieco zagubiona, kto jest kim i które imię do kogo, ale to na pewno kwestia
tego, że nie siedzę w temacie. Rady żadnej dać na ten moment za bardzo nie
umiem, poza wspomnianym już wcześniej zmniejszaniem akapitów. Było kilka takich
kobył, przez które przebrnięcie przychodziło z trudem, gubiłam wątek i
przestawałam się skupiać na wyrazach.
Pochwalić mogę
za zgrabną kreację postaci – bądź oddanie ich kreacji. Tekst był lekki, czytało
się w gruncie rzeczy przyjemnie, nie dłużyło się, jak w wypadku poprzedniego
tworu. Brakowało iskry zapewne ze względu na moje nieobeznanie w temacie.
Jeszcze nigdy
nie czułam się tak bezużyteczna w ocenie tekstu, naprawdę. Przepraszam
najmocniej, ale nic konkretnego nie utkwiło mi w głowie.
Polowanie na Elfy
… Może to ta
godzina, ale przez ostatnie zdanie prologu się oplułam.
Zabiłaś me
oczy brakiem justowania, a tak chwaliłam, że prawie wszystko jest justowane, no
co za hańba!
Tekścik krótki
ogółem. Parodię lubię, cenię i nic do nich nie mam, zwłaszcza jak ładnie
wyśmiewają najnowsze trendy w literaturze bądź stereotypy. Muszę jednak
stwierdzić, że prolog bardziej przypadł mi do gustu niż pierwszy rozdział.
Nieco
zniesmaczyło mnie zbyt kolokwialne wysławianie się postaci. O ile w prologu
panował elegancki, smaczny balans między wtrąceniami współczesnymi a tymi
absurdalnymi bądź potocznymi (czas na bigos <3), o tyle nagle wszystko
straciło ten zgrabny wydźwięk. Nie wiem, co jest tym spowodowane, toteż
pozostaje mi wzruszyć bezradnie ramionami.
I kolejny raz,
ponieważ bardzo mało materiału tym razem dostałam. Naprawdę bardzo przyczepię
się do tego, że prolog napisany był zgrabnie, a pierwszy rozdział pozostawia
wrażenie niesmaku. Ponieważ brakowało tam… finezji, może tak. Polotu. Lekkości.
Pewnego wyczucia – w parodiach kluczem jest umiejętne żonglowanie poważnymi
tematami, tworząc z nich przejaskrawione, groteskowe obrazy. A tutaj rzucono we
mnie niezbyt wprawną abstrakcją, jeśli już się bawić w metafory.
Ach, no i co
ja mam z tym fantem zrobić. Nie mogę wypowiedzieć się o większej ilości
kwestii, ponieważ rozdział pierwszy był długości prologu bądź krótszy chyba
nawet, co daje bardzo mało tekstu. Nic nie zostało konkretnie rozwinięte.
Radziłabym po
prostu przypilnować tego wyważenia, które naprawdę zgrabnie udało się w
prologu. I tak, będę to powtarzać do znudzenia. A CO.
Co do stylu –
już jest stworzony. I jest przyjemny. Ale, na Stwórcę, krótsze akapity.
Naprawdę. Momentami aż mnie głowa bolała od przedzierania się przez zbitki
tekstu. Poza tym trzeba trochę popracować nad błędami – już nawet nie
podstawowymi, ale stylistycznymi. Tak, pora wskoczyć na wyższy poziom
wtajemniczenia.
Właściwie do
zarzucenia wiele nie mam. Czytało mi się przyjemnie, właściwie się za bardzo
nie nudziłam, może poza tekstami, gdzie nie ogarniałam. No i gdzie się dłużyło.
Poza tym lekko ironiczna stylizacja dobrze robi narracji w tym wykonaniu, muszę
przyznać.
Czy coś
jeszcze? Przyuważyłam nie do końca odpowiednie użycie średników w Złodzieju i Aniele, o ile dobrze
pamiętam… albo w Paniczu Śmierć.
Przepraszam za brak konkretów, wiem, że to może irytować, ale na pocieszenie dodam,
że było to na pewno na początku tekstu i na pewno dało się średnik wymienić
przecinkiem.
Pozostaje
przejść do punktów, tak myślę. Mam poczucie, że byłam nadzwyczaj bezużyteczna,
ale przy tekstach dobrych trudno jest sklecić w środku nocy konstruktywną
opinię. A się uparłam.
Mój bełkot
chyba staje się niezrozumiały oraz bardzo chaotyczny.
34/40
Bohaterowie:
Bez wahania
stwierdzam, że ich kreacja jest przemyślana oraz poprawna. I konsekwentna w
sporej mierze. Niektórym, na mój gust, trochę brakuje konkretnego celu – jak
paniom w Syriuszu. To znaczy panna
dziennikarka to wiadomo, ale jednak nadal mnie ta sprawa nurtuje.
Trudno mi się
odnieść do konkretów, kiedy mam zbiór opowiadań. Muszę po prostu stwierdzić, że
w każdym tekście każda kreacja była poprawna. Ale nie we wszystkich przypadkach
czułam zaskakującą plastyczność – najbardziej w Paniczu, bohater wydawał się naprawdę żywy. Oraz jego przyjaciółka.
Na trzecim miejscu plasuję Dante.
Pozostali… nie
byli papierowi, broń Silthe. Po prostu nie miałam wrażenia aż takiej żywości
postaci. No i prawdopodobnie to przez moje własne skojarzenia, jestem
subiektywną małpą, zabijcie mnie, ale cóż.
Zastanawiam
się, jak mogłabym pomóc. Sugestia, jaka mi się nasuwa – dobieraj dobre sytuacje
do tego, jakie cechy postaci chcesz pokazać, a potem nie przesadzaj. Staraj
się… nadawać sens literackiej kreacji, no. Nie wymagam, oczywiście, tworzenia
głębokich dzieł, ale czasami dobrze zadać sobie pytanie „czy dana scena coś do
historii wniesie?”.
7/10
Pomysł:
Każdy jest
oryginalny. Każdy ugryziony z trochę innej strony. Może niejaką nudą zawiało
pod tym względem z Syriusza, ale to
fan fiction. Tutaj czasami nie da się stworzyć czegoś naprawdę nowego, bo
prawie wszystkie wariacje już były. Co najwyżej można te wariacje sprzedać w
bardzo znośnej oraz poprawnej otoczce – a na to istnieją spore szanse, powiem
szczerze, gdybyś się na to poważyła.
Nadal króluje
u mnie pierwsze opowiadanie, za każdym razem, jak zaglądałam na Bibliotekę,
miałam nadzieję, że ujrzę coś nowego spod tego tytułu. No cóż, czasami trzeba
obejść się smakiem!
Mogę tylko
życzyć nadal oryginalnych pomysłów.
13/15
Podstrony:
Nie jest ich
dużo, ale to nie powinno być problemem, jeśli są tak ładnie dopracowane, jak
całość techniczna strony.
Och, uzupełnienie justować i akapity mu dać!
Tak było cudnie na głównej stronie, a tu bryndza. Troszkę mi się smutno
zrobiło, że pod spodem mniej zadbane – postanowię wierzyć, że to słodkie,
nieświadome niedopatrzenie.
Kolejna
podstrona też mnie zawiodła brakiem justowania i akapitów. No skandal. Nie
czytałam jednak tego, co tam zostało wypisane, bo nie chciałam sobie psuć
frajdy z całej treści. W każdym razie – trzeba naprawić te drobne mankamenty;
wielka szkoda, żeby to tak nijak zostawić!
I to chyba
wszystko, co bym rzec chciała. Poza brakiem justowania i akapitów – niczego nie
brakuje. Cudne zapętlenie słowne.
4/5
Podsumowanie:
Bardzo chcę za
siebie przeprosić, bo mam poczucie nie do końca spełnionego obowiązku. Długo
czekałaś, a chyba nie wniosłam nic nowego do twórczości, co mnie niezmiernie
irytuje, ale nie wiem, co mogłabym dodać.
Piszesz
dobrze. Za to jest punkcik ode mnie,
bo jestem subiektywną małpą. I za jednorożca w szablonie też jeden. Dałabym za justowanie, ale
akapity były długie, tu wychodzi na zero. Dam
za pierwsze opowiadanie o nazwie nie do powtórzenia dla mnie o tej godzinie, bo
z nazwami oraz imionami mam problemy, a podjechanie na początek pliku i
skopiowanie mnie przerasta. Dam za Panicza, bo jednak mimo mankamentów mi
się podobało. I dam za to, że się
oplułam.
Monitor się ze
mną nie zgadza, ale kto by go słuchał.
A bilans jest
taki, że wyszło…
Gdzie ja mam
kalkulator, nie żebym dziś pisała próbną z matmy.
83/100, o ile komórka nie kłamie.
Wystawiłam
chyba pierwszą w krótkiej karierze na Literackiej piąteczkę. Jestem w szoku literalnym, zaiste.
Czy chcę dać
jeszcze jakieś rady? NIE. Bo nienawidzę się powtarzać, a mój mózg przypominać
zaczyna gąbkę.
Generalnie
mogę powiedzieć to, co mówi się zawsze – pisz. I to jest chyba najważniejsze,
czegokolwiek ktokolwiek by nie gadał.
Czyżby zatem... koniec?
Ktoś tu chyba nie odrobił zadania. :D Na analizowanym blogu mnie nie było, ocenę przeczytałam połowicznie, ale padłam, gdy ujrzałam: "No i ze średniowiecza mamy romanizm, a z renesansu dopiero gotyk i potem barok pełen przepychu". Fiu, fiu... :D Niemalże cały ten akapit to jedna wielka bzdura i polecam doczytanie tego i owego autorce oceny. :D
OdpowiedzUsuńPozdrawiam. :)
Nauczka na przyszłość, by nie pisać ocen nocą ^^
Usuń(nie żeby ktoś tu siedział znowu do późnych godzin, prawda...)
Wprowadzę odpowiednie zmiany, a więc najlepiej przemilczę w ocenie ten fragment i raz jeszcze zajrzę do zeszytów i książek, żeby wykasować brzydkie babole z resztek mózgu ^^
Dziękuję za czujność <3
Witaj, Nearyh ;)
OdpowiedzUsuńSerdecznie dziękuję Ci za tak wnikliwą ocenę.
Pytasz czy się nie znamy. Nie mam pojęcia, ale całkiem to możliwe. Od początku mojej kariery blogowej (która zaczęła się jeszcze na onecie) miałam ten pseudonim i nigdy nie natrafiłam na nikogo o takim samym. Więc, kto wie? ^^
Strasznie się cieszę, że nagłówek tak przypadł Ci do gustu. Osobiście też strasznie go uwielbiam, bo jest po prostu idealny dla zbioru opowiadań.
Ok, dywizy mi się pozajączkowały z pauzami. Ale wiesz jaką mam wymówkę? To jest totalnie wina Worda. On mi tak robi, ot co xD I powtórzeń się troszkę nazbierało i interpunkcyjnych pomyłek. Dzięki bardzo za te wytknięcia, bo sama bym ich w życiu nie wyłapała. Za poprawki się na pewno wkrótce zabiorę ;)
Niesamowicie miło mi słyszeć, że Subconscious Cię wciągnęło i zainteresowało. I tak cichutko przyznam, że kilka z Twoich spostrzeżeń na temat niektórych wątków może się okazać całkiem trafne ;) I aż mnie natchnęłaś do pisania kolejnego rozdziału. W sumie ten kolejny rozdział Podświadomości leży sobie w połowie napisany już od całkiem dawna tylko jakoś ciężko mi do niego wrócić i dokończyć. Mogę Cię jednak zapewnić, że opowiadanie na pewno zostanie zakończone, bo się do Whisper przywiązałam i bardzo bym chciała jej historię opowiedzieć do końca.
Sprawa z uwzględnieniem wielu postaci przedstawiających historię pierwszoosobowo była wprowadzona, żeby Syriusza pokazać czytelnikowi z różnych perspektyw. Nigdy nie miałam zamiaru całego opowiadania tak poprowadzić tylko ten jeden rozdział (podzielony na dwie części) chciałam tak dodać jako ciekawostkę. Można nawet stwierdzić, że nie jest to część samego farfocla tylko taki swego rodzaju spin off.
Hmm, muszę coś zrobić z tą płynnością w narracji Syriusza. Bo czasem rzeczywiście zgrzyta.
Heh, wiesz, że nie wszyscy kojarzą listonosza Pata, który tak niespodziewanie się pojawił w moim one-shocie? Może młodsze pokolenie nie zna tej genialnej bajki o listonoszu i jego kocie...
Tekst być może rzeczywiście się ciągnął i teraz się zastanawiam, czy to może nie samo rozciągnięcie opowieści tak przeszkadzało, czy może fakt, iż miało to jedenaście stron. Tak czy inaczej, pierwotny zamysł Panicza Śmierć był taki, że to miało być kilku odcinkowe opowiadanie, nie one shot. W takiej sytuacji to rozciąganie niektórych sytuacji chyba miałoby większy sens, hm?
Rady jak najbardziej biorę sobie do serca i bardzo za nie dziękuję. Muszę się bliżej przyjrzeć temu one-shotowi bo pewnie znalazłoby się w nim kilka fragmentów, które mogłabym bez wyrzutów sumienia obciąć.
Porównanie do Krakowskiego Rynku nie wiem skąd, ale jakoś tak pasowało i nie zdawałam sobie aż dotąd sprawy z tego, że w opowiadaniu traktującym o świecie za oceanem może nie pasować. Dzięki za wytknięcie ^^
No i ten... nie doszukuj się w moich one-shotach jakiejś szczególnej głębi ;P Niektóre teksty piszę, bo chcę. Bo mam wenę i humor i ochotę na wrzucenie kilku postaci do jakiejś szalonej sytuacji. I nie ma w tym nic wartego rozgrzebywania ^^
A w Polowaniu na Elfy o justowaniu najzwyczajniej w świecie zapomniałam oO I nie wiem jak to się stało, ale na pewno poprawię. A wyważenia pomiędzy niesmakiem, a polotem postaram się pilnować, dziękuję za opinię.
Przepraszać nie powinnaś, bo naprawdę sporo mi pomogłaś i rzuciłaś trochę światła na niektóre aspekty tekstów, z których wcześniej nie zdawałam sobie sprawy. Więc dziękuję ponownie, tym razem i za poświęcony czas i nerwy i za wszystko inne.
O, a akapity na pewno skrócę! xD
Pozdrawiam serdecznie!
Tu Nerka. Leniwa dupa, która się nie przeloguje, bo NIE xD
UsuńNo to odnoszę wrażenie, że i owszem, znamy się xD Tylko nie pamiętam, pod jakim nickiem możesz mnie kojarzyć - ale to u Ciebie zaczynałam oceniać, o ile mnie pamięć nie myli ^^
Wiem, jak to jest z tym Wordem. Ja go wyrolowałam tak, że sobie kopiuję pół pauzę i wklejam na początku dialogu, bo wiem, że mi szmaciarz sam nie zamieni xD
O raju! Czyli jednak moje doszukiwanie się drugiego dna we wszystkim miewa zastosowanie! Super :3 No to pozostaje mi powiedzieć, że czekam niecierpliwie. Bo naprawdę przypadła mi rzecz do gustu ^^
Och. No, to rzuca trochę jasności na sprawę. Myślałam po prostu, że się przerzuciłaś jednak na pierwszoosobówkę, ale jak to taki eksperyment, to jak najbardziej znalazł się we właściwym miejscu ^^ Wychodzę z założenia, że eksperymentować najlepiej właśnie w farfoclach.
Listonosz Pat był cudownym smaczkiem <3 To chyba na wieczorynki leciało, prawda? Jeju, trochę mnie przeraża, że jednak jestem tym starszym pokoleniem xD
Plus - nurtuje mnie strasznie, czy caps lock to też był smaczek, czy ja już świruję xD
Ach. No, budowa kilkuczęściowych historii rządzi się innymi prawami niż pojedynczych. Stąd moje czepialstwo. Teraz pytanie - lepiej dla tekstu, by go odchudzić, czy poszatkować? :3
Nam pasuje, ale tak sobie pomyśleć o bohaterach - jakoś Amerykanów chyba na Krakowskim Rynku dużo nie bywało, takie mam przeczucie dziwne. Zwłaszcza mutantów xD
Właśnie wiem. Wybacz za taką upierdliwość mego mózgu, ale zostałam spaczona nieodwracalnie. Zresztą już się chyba kajałam. Ale wiesz, a nuż bym się doszukała głębi w tej jednopartówce, to by dopiero była siurpryza xD
Historia ma potencjał. Tylko o wiele bardziej pasował mi zabieg z prologu - będę powtarzać do końca świata xD - niż z pierwszego rozdziału. Przerysowanie jest fajne, ale gdzieś trzeba mieć złoty środek.
A ten bigos i górnolotny wniosek, że było wysoko, więc się zabił, to moim zdaniem naprawdę zakrawa o majstersztyk <3
No, najważniejsze, że się przydałam. Choć chciałabym bardziej xD A nerwów to dużo nie było. Właściwie przyjemnie się czytało - o ile nie zawarłam tego wrażenia między wierszami, całkiem możliwe.
Nooo, to się przyda, żeby mój biedny mózg nie dostał zadyszki xD
Również pozdrawiam! <3
To jeszcze mi podpowiedz jaka to ocenialnia była bo trochę się ich w mojej karierze przewinęło xD
UsuńTrick z Wordem wykorzystam, a caps lock to też był taki smaczek. Trochę jak mówienie o sobie w trzeciej osobie w przypadku Mruczysława. ^^
Żebym to ja pamiętała ._. Ale szefowałaś tam! Tyle wiem xD
Usuń