Ocena bloga Przelicz kości
Pierwsze wrażenie:
Pierwsze skojarzenie? Hazard. Nie mam zielonego pojęcia
dlaczego. Nawet nie umiem grać w kości! Dopiero po zobaczeniu ciemnego szablonu
i zadziwiającej belki pomyślałam o morderstwie. Myślę, że chyba za wiele się
nie pomyliłam, biorąc pod uwagę, że „piekarz też zginął”, jak informuje napis.
Oczywiście zdaję sobie sprawę, że może chodzić o przerażający wypadek… jakiś
rozbity samolot, na przykład. Jednak przeczuwam, że to właśnie zbrodnia będzie
tutaj kluczowa.
Adres przelicz-kości jest prosty, łatwy i nie ma większego
problemu z jego zapamiętaniem. Plusem jest również to, że został zapisany w
języku polskim, co w dobie angielszczyzny i zagranicznych cudactw jest godne
podziwu. Można by się doczepić użycia polskich liter, które – niestety – nie są
odczytywane przez przeglądarki internetowe. Ja się jednak tego nie uczepię, bo
znam i rozumiem ten problem. Ciężkie jest życie polskich literek w świecie
rządzonym przez język angielski.
Ogólnie rzecz ujmując widzę to tak… blog jest
uporządkowany i zadbany. Nigdzie nie latają żadne bezpańskie litery, słówka,
obrazki, które jedynie naruszyłyby aurę grozy, zewsząd otaczającą czytelnika.
10 / 10 pkt.
Szata graficzna:
Wspominałam już, że blog otoczony jest atmosferą grozy. Dzieje
się tak za sprawą ponurego, szarego koloru dookoła i czarnego tła wewnętrznego
bloga. Ale to nie wszystko. Nagłówek, w formie zdjęcia, ma największy wpływ na
moje odczucia. Na owej fotografii widzę (tak mi się wydaje) brzeg jeziora, znad
którego tafli unosi się mgła. Mgła zawsze kojarzyła mi się z czymś
przerażającym. Pojawia się w wielu horrorach, gdzie wyłaniają się z niej
dziwne, czasem trudne do wyjaśnienia rzeczy. Nic dziwnego, że pobudza moją
wyobraźnię również teraz. Kawałek dalej widać jakieś drzewa, ale chyba
najstraszniejszy jest dom, stojący samotnie po drugiej stronie jeziora. Ledwo
go widać w oparach, dosłownie niemal sam zarys, a najbardziej widocznym punktem
jest światełko. Małe okrągłe światełko, może na ganku. Zdawałoby się, że ma kierować
zagubionych, jak latarnia morska. A może to jedynie złudzenie. Zły ognik na
bagnach?
Szablon jest minimalistyczny, jednokolumnowy. Zaczynając
od góry mamy nagłówek, blog, archiwum i linki. Nic nie niszczy wyglądu, nie
atakują mnie słitaśne, migające
obrazki. Czcionka jest odpowiedniej wielkości i koloru. Nie ma kontrastów,
które uniemożliwiałyby odczytanie treści. Może jedynie wypośrodkowałabym tekst,
ale to tylko kosmetyczna poprawka.
10 / 10 pkt.
Treść:
Jak zwykle, zacznę od pierwszego odcinka. Nie masz ich
dużo, bo zaledwie 13, więc postaram się przeczytać wszystkie. Zobaczymy jak mi
pójdzie.
Krótka legenda:
- na czerwono zaznaczam
wszystkie błędy, razem z literówkami i powtórzeniami,
- w nawiasach (okrągłych) wpisuję słowa/wyrażenia/litery,
których zabrakło,
- jeżeli niczego nie zaznaczyłam za pewne chciałam
podzielić się swoim spostrzeżeniem.
1:
Mamy tutaj zaledwie sześć akapitów, niezbyt długich, ale
wystarczających do pobudzenia ciekawości. Z tego fragmentu dowiadujemy się, że
główną bohaterką opowiadania jest dziewczyna, nie bardzo zadowolona z
otaczającego ją świata. Nie jestem psychologiem, ale pokusiłabym się o
stwierdzenie, że ma lekką depresję. Nie jest też zbuntowaną nastolatką, u
której normalne jest narzekanie na wszystko i wszystkich dookoła. Owszem,
narzeka, ale jakoś tak bardzo dorośle. Możliwie, że jest trochę starsza od
przeciętnej nastolatki. Powiedzmy… dwadzieścia kilka. Siedzi na ławce i po
prostu rozmyśla. Jest negatywnie nastawiona, wytykając w myślach wszystkie
niedoskonałości tłumu, który przewija się przed jej oczami. Jednak najbardziej
zaskakujący jest fakt, że nie nazywa swojego życia życiem „do bani”, jak to
robi większość osób z depresją, a stwierdza, że jest po prostu dziwne.
Trochę krótko, tak. Wolę jednak zdecydowanie dłuższe
rozdziały. Mimo to podobało mi się. Bohaterka i jej historia – jak na razie
– wydają się być zaplanowane. Zobaczymy,
co będzie dalej. Pojawiło się kilka metafor, zapadających w pamięć. Cieszę się,
że nie boisz się używać wulgarnych słów. Wszyscy doskonale wiemy, że
przekleństwa istnieją i są powszechnie używane, więc nie powinniśmy robić z
tego tematu tabu. Gwiazdki cenzury w treści opowiadania wyglądają bardzo
nieestetycznie i lepiej już jest napisać całe słowo niż tak niszczyć tekst. Z
resztą, i bez tej cenzury wszyscy wiedzą, co zostało powiedziane, po co tak
komplikować życie? Oczywiście, nagminnie używane również nie są wskazane, ale z
rozwagą i w odpowiednich momentach, mogą nawet urozmaicić opowiadanie.
2:
> Nie cierpiała tych nocy, podczas których przez jej
głowę przelatywała nawałnica myśli(,) siejąc
spustoszenie.
> Kolejny pusty dzień się kończy, a co za tym
idzie(,) jest szansa, że na chwilę wygrzebie się
z dołka.
> Jej odbicie wydawało jej się nadwyraz
szkaradne. – Nad wyraz.
Również krótko. Coraz bardziej pogłębia się moje
przekonanie o trawiącej jej duszę i umysł depresji. Dziewczyna zasypia z
płaczem, a pierwsze co robi po przebudzeniu, to podejście do lustra i
wytknięcie wszystkich swoich wad. Jasne, każdy czasem ma chwile zwątpienia w
siebie, ale zaniepokoił mnie fakt, że ona to robi codziennie. Chciałabym się
dowiedzieć o tym więcej, bardziej ją poznać i odkryć w końcu jak ma na imię.
Wyjaśniło się też, że mieszka z mamą i chodzi do szkoły, więc strzelam, że jest
w wieku 15-18 lat. Zastanawia mnie, co takiego wydarzyło się w jej życiu, że
zaczęła miewać takie negatywne myśli. Mam nadzieję, że zostanie to ujęte w
opowiadaniu.
3:
> Uśmiech sam cisnął sie
na usta. – Się.
> Przed chwilą zrobisz
to po raz kolejny, czyż nie? – Za chwilę.
> „Lepsze to niż nic”(.) Chciała
zmian.
No proszę… Główna bohaterka ma zapędy na mordercę. Bardzo
dobrze opisałaś jej myśli związane z Blondynką. Można sobie niemal wyobrazić,
jak łapie ją za włosy i uderza jej głową w ścianę. Bardzo realistyczne… Chyba
nie masz w planach znaleźć mnie i zrobić tak ze mną, jeśli nie spodoba Ci się
ocena? Wiesz, chodziłam kiedyś na karate i umiem się bronić… Żartuję. Wracając
do Olgi, bo właśnie tak się nazywa dziewczyna z depresją… Wyczuwam, że nie jest
do końca taka, za jaką się uważa. Niby pesymistka, niby z depresją, niby
przyszła morderczyni, niby nienawidzi tych wszystkich sztucznych uśmiechów… a
jednak szuka ich. Kiedy szła do szkoły sama była bliska uśmiechu! Szuka
pozytywów w świecie, który ją otacza, ale niestety jest tak ogromnie negatywnie
nastawiona, że znajduje w każdym geście ironię. Podobało mi się, kiedy nazwałaś
jej nienawiść do wszystkich jej opium. Jest od niej tak uzależniona, że nie
może się już oderwać i mimo poszukiwań radości, wciąż powraca do
pesymistycznych, ponurych myśli. Dobre zagranie.
Było też trochę dłużej i od razu zrobiło się ciekawiej.
4:
> Czasem ona umiera, a czasem nie.Jej
wyobraźnia wchodząc na ten wyższy poziom(…) – Spacja.
Wiesz, takie czytanie to jest coś niesamowitego. Żadnych
błędów, a jak się jakiś znajdzie to nie jest niewybaczalny, bardzo dobre opisy
przeżyć, lekki – ale nie dla debili – tekst… Życie jak w Madrycie. Nawet za
bardzo nie muszę się wysilać podczas pisania tej oceny. Samo jakoś przychodzi.
Brakuje mi trochę opisów świata zewnętrznego. Wiem co się
dzieje w głowie Olgi, ale chciałabym poznać też trochę jej otoczenie. Wiedzieć,
jak wyglądają jej znajomi, poznać jej mamę, może jakiegoś znienawidzonego
nauczyciela. Chciałabym wiedzieć jakiego koloru są podłogi w jej szkole, czy na
parapetach stoją kwiatki, czy woźna straszy wszystkich brodawką na nosie. Niby
szczegóły, ale czasem potrzebne. Oprócz dwóch zdań na temat Blondynki, nie ma
nic o wyglądzie osób z jej otoczenia, nawet nie wiem jak wygląda sama Olga!
Oprócz tych wad, które wymieniła w drugim fragmencie: „Za duży nos, brzydka
cera, widoczne naczynka, kanciasta broda...”. Ale brakuje mi koloru oczu,
włosów, wzrostu… Poza tym, każdy chyba trochę przesada w ocenie swojego
wyglądu. Mimo wszystko chciałabym ją sobie dobrze wyobrazić.
5:
> Nie wyrwała się (z)
objęć męczącego koszmaru, a po jej plecach nie spływały strużki potu.
> A dokładniej, na sali
szpitalnej, co prawda dwuusobowej jednak drugie
łóżko było puste. – Pierwsze: w sali, nie na. Drugie: dwuosobowej.
> Pomieszczenie nie było duże jak na dwuosobowe. – Jak
na dwuosobowy pokój, pomieszczenie nie było duże.
> Mijały minuty, a ona wpatrywała się w nie ze spokojem,
jakby mogłoby to sprawić, że ktoś
przyjdzie. – Jakby mogło.
Powiem szczerze, że się tego nie spodziewałam. Akcja
przybrała naprawdę nieoczekiwany obrót. Olga obudziła się w szpitalu, nie do
końca wiedząc, co tam robi. Niby coś podejrzewała (w końcu owinięte bandażami
nadgarstki wydają się być raczej oczywistym faktem podcięcia sobie żył), jednak
nie miała pojęcia, dlaczego tak się stało. Ja również się nad tym zastanawiam.
I bardzo dobrze, że wprowadziłaś taki lekki zamęt, ponieważ już trochę
zaczynało się robić nudno. Zniknęły również na chwilę czarne myśli i pojawiło
się kilka opisów, co zdecydowanie wyszło na plus.
6:
> Oto przed nią stał Stigle. – Stigle, tak… „Drabina
Dionizosa”, bardzo dobra książka.
Zaskakujący obrót. Jestem niesamowicie ciekawa, kim jest
ta postać, która pojawiła się znikąd, przywdziewając wygląd bohatera książki.
Zżera mnie ta ciekawość, bo opowiadanie zaczyna przybierać bardzo
niespodziewany kształt. Zaintrygowało mnie również, dlaczego na zobrazowanie
tego mężczyzny posłużyłaś się właśnie Stigle’m. Musisz mieć jakiś pomysł… Śmiem
twierdzić, że jest on uosobieniem wewnętrznych potrzeb Olgi. Kurde… Miło jest
wiedzieć, że jeszcze oprócz mnie ktoś czytał „Drabinę…”.
I pojawił się bardzo dobry opis wyglądu Stigle’a. Nie
pamiętam dokładnie czy zgadza się z tym, co było w książce (czytałam ją jakiś
czas temu), ale przypuszczam, że za dużo się nie różnią. Nie mniej… opis
genialny.
7:
No ja nie wyrobię. Kim jest ten cały Dante, zwany
Stigle’m?! Skręca mnie na wszystkie strony, bo się niecierpliwię, kiedy w końcu
się dowiem! Ty to jednak jesteś wredota… Kto to widział tak przedłużać moment poznania
prawdy. Normalnie… Weź się, jak zwykła mawiać moja koleżanka.
Dobrze, że się pojawił (choć nie wiem po co i to mnie
irytuje), bo przynajmniej Olga nie rozmyśla nad całym złem świata. Choć zajęcie
jej myśli zgniłym smrodem unoszącym się z ust Stigle’a… Obrzydlistwo. Fuj, aż
mną zatelepało… Czy to dziwnie zabrzmi, jeśli powiem, że umiem sobie wyobrazić
ten zapach? Tiaa… to na pewno dziwnie brzmi.
8:
I po kiego grzyba ta kamera nad drzwiami sali szpitalnej,
skoro ona sobie gada z demonem i nikt tego nie widzi? Chyba że śni. Śni? Nie,
no przecież się obudziła…
Dante, demon Czwarty, demon śmierci. Mi osobiście
skojarzył się z grą Devil May Cry,
ewentualnie z tym włoskim poetą… W życiu bym nie wpadła, że jest demonem… Chyba
że o czymś nie wiem (a to bardzo możliwe).
9:
No i wyjaśniła się sprawa z kamerą… W myślach czytasz czy
jak?
Muszę powiedzieć, że ta ich rozmowa zaczęła mnie już
trochę irytować, ponieważ rozciągnęłaś ją aż na cztery rozdziały. Zrobiły się z
tego trochę nudne flaki z olejem i szczerze mówiąc… ciszę się, że w końcu
zemdlała. Jeżeli za to chodzi o ogólny zapis, nie widziałam żadnych błędów, co
na pewno się chwali, dużo rozmyślań Olgi, dobre opisy, a najbardziej podobał mi
się fragmencik z głosami w jej głowie. Ciekawy pomysł na przytoczenie ich
pomieszanych ze sobą słów.
W tej całej historii ze szpitalem brakuje mi jakiegoś
lekarza, który powinien ją zbadać, czy choćby pielęgniarki, która przyniosłaby
jej lekarstwa. Nawet jej matka się nie pojawiła. Jedynym odwiedzającym był
Dante, a nie była to szczególnie miła rozmowa.
10:
> Spojrzała się na
nieruchome drzwi. – Bez się.
Dante to jednak upierdliwy gość. Nie mógłby jej
powiedzieć, o co chodzi? Choć ja osobiście sądzę, że zmusza ją do przypomnienia
sobie tego desperackiego aktu samobójczego.
Olga też zaczęła się interesować tym, dlaczego nikt do
niej nie przychodzi. Chyba jednak nie jest aż tak głupia, jak wmawia jej demon
i ona sama. Mam jakieś dziwne przeczucie, że to coś niedobrego… Jakby nikogo
nie było w tym szpitalu. Jakby wszystko sobie wymyśliła… Albo to Dante stworzył
taką iluzję… Nie sądzę, żeby w szpitalu nie dostała nawet śniadania.
11:
Tym razem sytuacja się zmienia. Olga nareszcie wykazała
trochę inicjatywy i wybuchła złością. Na to czekałam. Pojawili się też w końcu
jacyś pielęgniarze. Niezbyt miło ją przyjęli, ale cóż… Jestem ciekawa, co
takiego się wydarzyło, że Olga wzbudza w nich strach.
12:
> Prawie, że białe
włosy, przerzedzone na czubku głowy, zaczesywał za kluchowate uszy. – Bez przecinka.
> Nie ma pojęcia, dlaczego to zrobiła, czym kolwiek miałoby „to” być. – Łącznie.
Oto jeden z najdłuższych odcinków tego opowiadania.
Bardzo dobrze wychodzą Ci opisy wewnętrznych przeżyć Olgi
i tego, co się dzieje w jej głowie. Dochodzę do wniosku, że ta historia to nie
do końca opowieść o zbrodniarzu, który zamordował tysiące niewinnych ludzi (jak
pomyślałam po raz pierwszy). Coraz bardziej przekonuję się do tego, że mamy tu
do czynienia z narodzinami owego mordercy. Z powstaniem prawdziwego psychopaty,
przyjaciela demonów, który dopiero zabije swoją pierwszą ofiarę.
Zaczyna podobać mi się ten szpital. Serio.
13:
> Niedawno był przecież był wobec niej bardziej sympatyczny, może nawet i
wyrozumiały.
> Zacisnęła usta mocniej, by pochamować
swoją złość. – Pohamować.
> Demon dający jej wybór, w którym żadna z decyzji jest zła. – Chodziło chyba o
każdą z decyzji.
> Nie był złośliwy, nie gardził z nią i nie kpił z niej. – Bez z.
> Ta myśl, choć głupia i niz
nie znacząca, wprawiła ją w zastanowienie. – Nic.
Olga powoli godzi się z faktem, że aby coś się zmieniło,
musi sobie najpierw przypomnieć kilka rzeczy. Jestem tym zaintrygowana, bo nie
wiem o co mogłoby chodzić, jednak sadząc po lukach w pamięci, dziwnym
zachowaniu personelu szpitala i jej, wydaje mi się, że będzie chodzić o jakąś
mroczną tajemnicę. Jeszcze ciekawiej by było, gdyby ten sekret związany był z
jej pobytem w tej placówce. Oj tak, lubimy mroczne sekrety…
Jestem zadowolona ze stylu i poprawności opowiadania. Błędów
było naprawdę niewiele i wynikały z niedopatrzenia (choć za „pochamować” to powinnaś
dostać w tyłek). Wprowadzasz dużo metafor, które dziwnym trafem zawsze pasowały
do kontekstu. Korzystasz z różnych książek i przytaczasz cytaty, co świadczy o
tym, że czytasz i lubisz czytać, a jakieś pojęcie o ogólnym wyglądzie
opowiadania, dialogów i opisów masz. Piszesz prostym, ale nie prostackim
językiem. Łatwo można wszystko zrozumieć, bo nie używasz słów nieznanych czy
zapomnianych przez świat. Nie gubisz się w tym, co piszesz i zachowujesz pewną
spójność. Opowiadanie nie ma logicznych luk i niedopatrzeń, wszystkie moje
zastrzeżenia wyjaśniały się w następnych odcinkach.
Ale żeby nie było tak słodko, to trochę ponarzekam. Z
początku byłam zafascynowana i czytałam wszystko z zapartym tchem… A potem
pojawił się Dante i mi się znudziło. Zmęczyła mnie ich rozmowa, bo trwała
bardzo długo i niczego tak na dobrą sprawę nie wyjaśniono. Aż się zaczęłam
kręcić w kółko na swoim krześle. Później zaś Dante zniknął i pojawili się
pielęgniarze wraz z lekarzem, a także jakieś krótkie wspomnienie i to na powrót
ożywiło moją ciekawość. Już nawet nie przeszkadzało mi ponowne pojawienie się
demona. Musisz trochę stopniować dawki, bo czytanie przez cztery rozdziały o
tym, że śmierdzi zgnilizną, wygląda jak Stigle i niczego nowego jej nie
powiedział jest naprawdę irytujące. Choć sam pomysł na stworzenie takiej
postaci jest bardzo dobry.
W którymś momencie wspomniałam o tym, że brakowało mi opisów.
I oczywiście, jakby na złość, w następnym fragmencie pojawiło się ich mnóstwo. Bardzo
dobre opisy, nie za długie, ale też nie skąpie w słowach. Najbardziej godne
pochwały są te dotyczące Olgi: jej myśli, uczuć, wspomnień, wyobrażeń. Czasem
czułam, że doskonale ją rozumiem.
W kwestii czysto estetycznej, radziłabym wyjustować tekst.
I to chyba byłoby na tyle.
37 / 40 pkt.
Bohaterowie:
Nie widzę tutaj takiej zakładki, więc zakładam, że Twoim
zamysłem jest zmuszenie ludzi do wyobrażenia sobie przedstawionych postaci. I
dobrze.
Jak pisałam już wcześniej: brakuje mi opisu Olgi. Wiem, że
uważa siebie za niedoskonałą, ma depresję, zapomina o swojej agresywności,
ulega demonowi i ogólnie uważa, że świat się obrócił przeciwko niej. Jednakowoż
(uwielbiam to słowo) nigdzie nie ma napisane jak wygląda. Raz wspomina, że ma
za duży nos, kanciastą brodę, ale niestety nie jest to wystarczające, aby
odpowiednio ułożyć sobie jej obraz w głowie. Przykro mi to mówić, ale dla mnie Olga wygląda jak moja koleżanka (również
Olga, nawiasem mówiąc – chyba właśnie dlatego ją wybrałam, przez imię). Nie
wiem czy byłaby szczęśliwa, gdyby się dowiedziała, że służy mi za
przedstawienie bohaterki opowiadania, która prawdopodobnie zostanie
psychopatką. Chociaż z drugiej strony… to by mogło być ciekawe… Stop! Wróć! To
się tyczy wyglądu. Ogólnie rzecz ujmując, zdaję sobie sprawę z tego, że ludzie
czasem naprawdę cierpią, choć wcale tego nie ukazują. I to jest chyba
najbardziej przerażające w Oldze. Że jest taka strasznie prawdziwa.
Dante, Stigle, Czwarty czy Śmierć, jakkolwiek go nazwać, jest
dość irytujący. Po pierwsze: nie wyobrażam sobie, żeby ktoś mógł czytać mi w
myślach i bezczelnie się z tego nabijać. No dostałby w papę jak nic. Po drugie:
nie jestem demonologiem, ale jak dla mnie, trochę za mało w nim demoniczności. Mógłby
od czasu do czasu coś rozwalić, zrobić jakiegoś psikusa. No nie wiem, stać się niewidocznym
i podnieść krzesło tuż przed oczami tej pielęgniarki Darii, żeby jeszcze
bardziej sikała po gaciach, odwiedzając Olgę. Jednak ogólny zarys tej postaci
jest dość interesujący. Dante przejawia niezwykłą niechęć do ludzi i wciąż
wypomina Oldze głupotę gatunku. To jest chyba całkiem demoniczne myślenie. Konsekwentnie
trzymasz się zamysłu i tak go kreujesz.
Postacie poboczne, jak Daria, Sławek czy lekarz Skawinski odgrywają
w tej historii trochę mniejszą rolę. Daria i Sławek są pielęgniarzami, którzy
zajmują się obmywaniem i pielęgnacją Olgi. Oczywiście robią to wszystko, kiedy
jest otumaniona lekami, bo za bardzo się jej boją, żeby robić to, kiedy jest
przytomna. Trochę to dziwne, bo zawsze mi się wydawało, że ludzie pracujący w
takich ośrodkach, gdzie trafiają się różne przypadki, powinni być odważni i
konsekwentni. To jednak już Twoja sprawa, jacy są. Doktor Skawinski za to
przypomina mi szalonego naukowca, oni też nigdy się nie uśmiechają (chyba że
psychopatycznie się śmieją, ale to różnica). Odnoszę wrażenie, że przychodzi do
pracy tylko dlatego, że mu za to płacą. Najchętniej to by się nie odzywał do
tej świruski Olgi, ale cóż… jak mus to mus. Na takiego typ mi wygląda.
10 / 10 pkt.
Pomysł:
No pomysł niewątpliwie masz. I realizacja wychodzi Ci
całkiem dobrze. Czytałam wcześniej, że sama nie wiesz, o czym będzie
opowiadanie, no ale nie bądź taka skromna. Demona nie wymyśla się ot tak,
pisząc kolejną część. Musiał być wcześniej zaplanowany. Co prawda trudno jest
powiedzieć, co wydarzy się dalej, bo wciąż pojawiają się nowe fakty, ale myślę,
że dobrze sobie radzisz.
Nie czytałam też żadnego podobnego opowiadania, dlatego
uważam je za dość oryginalne. Demony, co prawda, pojawiają się w historiach
coraz częściej, ale jeszcze nie spotkałam żadnego w takiej postaci.
No i należy się również punkt za wodzenie mnie za nos w Pierwszym
wrażeniu. Myślałam, że to będzie jakaś opowieść o mordercy, który wyłania się z
mgły i morduje niewinne kobiety. A tu proszę, coś innego, a równie
interesującego.
15 / 15 pkt.
Podstrony:
Są trzy: z krótką notką o autorze (moja imienniczka :), krotko
o blogu i szablonie, a także linki. Oczywiście najpierw sprawdziłam czy
Literacka została uwzględniona. Jest, a reszta linków jest ładnie uporządkowana.
Nie ma ich za wiele, ale przecież nie o ilość chodzi.
Jest też link do strony Rafała Wojaczka, od którego
zapożyczyłaś kilka cytatów.
Nie ma się czego przyczepić.
5 / 5 pkt.
Podsumowanie:
Jestem zadowolona z tego bloga, z zamieszczonej na niej
historii i z tego, że dane mi było się z tym zapoznać. Myślę, że wszystko, co
chciałam powiedzieć, już zawarłam we wcześniejszych słowach. Teraz mogę Ci
jedynie życzyć powodzenia w dalszej pracy i obyś nie zniszczyła tego co już
masz. No i dużo weny, oczywiście.
1 / 10 pkt.
Razem: 88 punktów
Ocena: bardzo dobra (5)
Jeżeli pojawiły się jakieś błędy to bardzo przepraszam, ale mam dzisiaj takiego lenia, że nie chce mi się sprawdzać tego po raz kolejny. Jestem zadowolona z tej oceny. Wyszła całkiem dobra, tak mi się wydaje. Jak wakacje?
Wakacje? Uch, ciężko. Wczoraj po dwóch tygodniach udało mi się skończyć prezent na osiemnastkę koleżanki- moje oczy buntują się już przeciwko siedzeniu przed komputerem, który oczywiście się nade mną znęca. Dziś cały męczący dzień w Poznaniu i wreszcie mogę się zabrać za kolejną ocenę. Byłam już naprawdę wkurzona, że przez to zamieszanie z prezentem nie mogę pisać. Na szczęście mam już to z głowy i mogę się brać za nadrabianie zaległości, chociaż też mam lenia, ale u mnie to norma ;)
OdpowiedzUsuńHah. A można spytać co to za prezent, czy istnieje możliwość, że koleżanka się dowie? xD Ja mam strasznego lenia na te wakacje. Nie wiem co się ze mną dzieje. Nawet nie chce mi się z domu wychodzić, gdzie zawsze uwielbiałam coś robić w wakacje. A ponieważ to moje najdłuższe wakacje, boję się, że za kilka tygodni nie będę się mieścić w drzwiach. Dlatego muszę coś ze sobą zrobić i ruszyć tyłek, bo jak tak dalej pójdzie... Strach pomyśleć.
UsuńMam dokładnie tak samo. Kiedy ostatnio jechałam rowerem za miasto do mojej koleżanki i jakieś 2 km przed jej domem ledwo pedałowałam, to stwierdziłam, że coś się dzieje. I to coś niezbyt dobrego. Fakt, ostatnie dwa miesiące tak mnie wyczerpały, że gdy byłam w domu, to albo leżałam na kanapie, albo na łóżku. Na koniach nie byłam półtora roku, na basenie pewnie z rok... Chyba rzeczywiście przydałoby się coś z tym zrobić.
UsuńA co do prezentu, to już go wczoraj wręczyłam. Zrobiłam coś a la film- no, może trochę przesadzam. Raczej animację z obrazków zmieniających się co 4 sekundy. W sumie to bardziej przypominało pokaz slajdów. Naprawdę nie wiem jak to nazwać. W każdym razie połączyłam około 130 obrazków, z czego jakąś połowę rysowałam i kolorowałam w Gimpie. To był taki przegląd przez życie mojej koleżanki- kilka naszych wspólnych wspomnień, jej liczne obsesje i pasje, chore wytwory naszej wyobraźni, typu ja jako Girlycard, jej kolega jako brat bliźniak Sama z Supernatural, itd. Takie tam bzdury nie chcących dorosnąć dzieci. Ale reakcja była obiecująca- moja koleżanka w pewnym momencie przewróciła się na podłogę razem z krzesłem.
O, bardzo fajny pomysł na prezent :) Na pewno zostanie na dłużej niż bomboniera... i nie szkodzi na wagę :P
UsuńBardzo dziękuję za ocenę. Jak miło jest przeczytać, że to co piszę nie jest wcale takie złe jak mi się wydaje.
OdpowiedzUsuńCo do opisów świata zewnętrznego i bohaterów - nie przepadam za nimi. Jak jest ich za dużo, to wydaje mi się, że czytelnik gubi się, kto miał w końcu błękitne oczy, a kto rudą czuprynę. Poza tym chciałam spróbować stworzyć bohaterkę, jakby to napisać?, niewidzialną, przezroczystą, uniwersalną. Dlatego zrezygnowałam z opisu jej wyglądu. Opisy pomieszczeń, te szczegółowe, nie wychodzą mi za dobrze, ale postaram się wzbogacić nimi moje opowiadanie.
Jeszcze raz dziękuję i pozdrawiam.
Nope,
przelicz-kosci