środa, 11 lipca 2012

[532] przelicz-kosci.blog.onet.pl


Ocena bloga Przelicz kości

Pierwsze wrażenie:
Pierwsze skojarzenie? Hazard. Nie mam zielonego pojęcia dlaczego. Nawet nie umiem grać w kości! Dopiero po zobaczeniu ciemnego szablonu i zadziwiającej belki pomyślałam o morderstwie. Myślę, że chyba za wiele się nie pomyliłam, biorąc pod uwagę, że „piekarz też zginął”, jak informuje napis. Oczywiście zdaję sobie sprawę, że może chodzić o przerażający wypadek… jakiś rozbity samolot, na przykład. Jednak przeczuwam, że to właśnie zbrodnia będzie tutaj kluczowa.
Adres przelicz-kości jest prosty, łatwy i nie ma większego problemu z jego zapamiętaniem. Plusem jest również to, że został zapisany w języku polskim, co w dobie angielszczyzny i zagranicznych cudactw jest godne podziwu. Można by się doczepić użycia polskich liter, które – niestety – nie są odczytywane przez przeglądarki internetowe. Ja się jednak tego nie uczepię, bo znam i rozumiem ten problem. Ciężkie jest życie polskich literek w świecie rządzonym przez język angielski.
Ogólnie rzecz ujmując widzę to tak… blog jest uporządkowany i zadbany. Nigdzie nie latają żadne bezpańskie litery, słówka, obrazki, które jedynie naruszyłyby aurę grozy, zewsząd otaczającą czytelnika.
10 / 10 pkt.

Szata graficzna:
Wspominałam już, że blog otoczony jest atmosferą grozy. Dzieje się tak za sprawą ponurego, szarego koloru dookoła i czarnego tła wewnętrznego bloga. Ale to nie wszystko. Nagłówek, w formie zdjęcia, ma największy wpływ na moje odczucia. Na owej fotografii widzę (tak mi się wydaje) brzeg jeziora, znad którego tafli unosi się mgła. Mgła zawsze kojarzyła mi się z czymś przerażającym. Pojawia się w wielu horrorach, gdzie wyłaniają się z niej dziwne, czasem trudne do wyjaśnienia rzeczy. Nic dziwnego, że pobudza moją wyobraźnię również teraz. Kawałek dalej widać jakieś drzewa, ale chyba najstraszniejszy jest dom, stojący samotnie po drugiej stronie jeziora. Ledwo go widać w oparach, dosłownie niemal sam zarys, a najbardziej widocznym punktem jest światełko. Małe okrągłe światełko, może na ganku. Zdawałoby się, że ma kierować zagubionych, jak latarnia morska. A może to jedynie złudzenie. Zły ognik na bagnach?
Szablon jest minimalistyczny, jednokolumnowy. Zaczynając od góry mamy nagłówek, blog, archiwum i linki. Nic nie niszczy wyglądu, nie atakują mnie słitaśne, migające obrazki. Czcionka jest odpowiedniej wielkości i koloru. Nie ma kontrastów, które uniemożliwiałyby odczytanie treści. Może jedynie wypośrodkowałabym tekst, ale to tylko kosmetyczna poprawka.
10 / 10 pkt.

Treść:
Jak zwykle, zacznę od pierwszego odcinka. Nie masz ich dużo, bo zaledwie 13, więc postaram się przeczytać wszystkie. Zobaczymy jak mi pójdzie.
Krótka legenda:
- na czerwono zaznaczam wszystkie błędy, razem z literówkami i powtórzeniami,
- w nawiasach (okrągłych) wpisuję słowa/wyrażenia/litery, których zabrakło,
- jeżeli niczego nie zaznaczyłam za pewne chciałam podzielić się swoim spostrzeżeniem.

1:
Mamy tutaj zaledwie sześć akapitów, niezbyt długich, ale wystarczających do pobudzenia ciekawości. Z tego fragmentu dowiadujemy się, że główną bohaterką opowiadania jest dziewczyna, nie bardzo zadowolona z otaczającego ją świata. Nie jestem psychologiem, ale pokusiłabym się o stwierdzenie, że ma lekką depresję. Nie jest też zbuntowaną nastolatką, u której normalne jest narzekanie na wszystko i wszystkich dookoła. Owszem, narzeka, ale jakoś tak bardzo dorośle. Możliwie, że jest trochę starsza od przeciętnej nastolatki. Powiedzmy… dwadzieścia kilka. Siedzi na ławce i po prostu rozmyśla. Jest negatywnie nastawiona, wytykając w myślach wszystkie niedoskonałości tłumu, który przewija się przed jej oczami. Jednak najbardziej zaskakujący jest fakt, że nie nazywa swojego życia życiem „do bani”, jak to robi większość osób z depresją, a stwierdza, że jest po prostu dziwne.
Trochę krótko, tak. Wolę jednak zdecydowanie dłuższe rozdziały. Mimo to podobało mi się. Bohaterka i jej historia – jak na razie –  wydają się być zaplanowane. Zobaczymy, co będzie dalej. Pojawiło się kilka metafor, zapadających w pamięć. Cieszę się, że nie boisz się używać wulgarnych słów. Wszyscy doskonale wiemy, że przekleństwa istnieją i są powszechnie używane, więc nie powinniśmy robić z tego tematu tabu. Gwiazdki cenzury w treści opowiadania wyglądają bardzo nieestetycznie i lepiej już jest napisać całe słowo niż tak niszczyć tekst. Z resztą, i bez tej cenzury wszyscy wiedzą, co zostało powiedziane, po co tak komplikować życie? Oczywiście, nagminnie używane również nie są wskazane, ale z rozwagą i w odpowiednich momentach, mogą nawet urozmaicić opowiadanie. 

2:
> Nie cierpiała tych nocy, podczas których przez jej głowę przelatywała nawałnica myśli(,) siejąc spustoszenie.
>  Kolejny pusty dzień się kończy, a co za tym idzie(,) jest szansa, że na chwilę wygrzebie się z dołka.
> Jej odbicie wydawało jej się nadwyraz szkaradne. – Nad wyraz.

Również krótko. Coraz bardziej pogłębia się moje przekonanie o trawiącej jej duszę i umysł depresji. Dziewczyna zasypia z płaczem, a pierwsze co robi po przebudzeniu, to podejście do lustra i wytknięcie wszystkich swoich wad. Jasne, każdy czasem ma chwile zwątpienia w siebie, ale zaniepokoił mnie fakt, że ona to robi codziennie. Chciałabym się dowiedzieć o tym więcej, bardziej ją poznać i odkryć w końcu jak ma na imię. Wyjaśniło się też, że mieszka z mamą i chodzi do szkoły, więc strzelam, że jest w wieku 15-18 lat. Zastanawia mnie, co takiego wydarzyło się w jej życiu, że zaczęła miewać takie negatywne myśli. Mam nadzieję, że zostanie to ujęte w opowiadaniu.

3:
> Uśmiech sam cisnął sie na usta. – Się.
>  Przed chwilą zrobisz to po raz kolejny, czyż nie? – Za chwilę.
>  „Lepsze to niż nic”(.) Chciała zmian.

No proszę… Główna bohaterka ma zapędy na mordercę. Bardzo dobrze opisałaś jej myśli związane z Blondynką. Można sobie niemal wyobrazić, jak łapie ją za włosy i uderza jej głową w ścianę. Bardzo realistyczne… Chyba nie masz w planach znaleźć mnie i zrobić tak ze mną, jeśli nie spodoba Ci się ocena? Wiesz, chodziłam kiedyś na karate i umiem się bronić… Żartuję. Wracając do Olgi, bo właśnie tak się nazywa dziewczyna z depresją… Wyczuwam, że nie jest do końca taka, za jaką się uważa. Niby pesymistka, niby z depresją, niby przyszła morderczyni, niby nienawidzi tych wszystkich sztucznych uśmiechów… a jednak szuka ich. Kiedy szła do szkoły sama była bliska uśmiechu! Szuka pozytywów w świecie, który ją otacza, ale niestety jest tak ogromnie negatywnie nastawiona, że znajduje w każdym geście ironię. Podobało mi się, kiedy nazwałaś jej nienawiść do wszystkich jej opium. Jest od niej tak uzależniona, że nie może się już oderwać i mimo poszukiwań radości, wciąż powraca do pesymistycznych, ponurych myśli. Dobre zagranie.
Było też trochę dłużej i od razu zrobiło się ciekawiej.

4:
> Czasem ona umiera, a czasem nie.Jej wyobraźnia wchodząc na ten wyższy poziom(…) – Spacja.

Wiesz, takie czytanie to jest coś niesamowitego. Żadnych błędów, a jak się jakiś znajdzie to nie jest niewybaczalny, bardzo dobre opisy przeżyć, lekki – ale nie dla debili – tekst… Życie jak w Madrycie. Nawet za bardzo nie muszę się wysilać podczas pisania tej oceny. Samo jakoś przychodzi.
Brakuje mi trochę opisów świata zewnętrznego. Wiem co się dzieje w głowie Olgi, ale chciałabym poznać też trochę jej otoczenie. Wiedzieć, jak wyglądają jej znajomi, poznać jej mamę, może jakiegoś znienawidzonego nauczyciela. Chciałabym wiedzieć jakiego koloru są podłogi w jej szkole, czy na parapetach stoją kwiatki, czy woźna straszy wszystkich brodawką na nosie. Niby szczegóły, ale czasem potrzebne. Oprócz dwóch zdań na temat Blondynki, nie ma nic o wyglądzie osób z jej otoczenia, nawet nie wiem jak wygląda sama Olga! Oprócz tych wad, które wymieniła w drugim fragmencie: „Za duży nos, brzydka cera, widoczne naczynka, kanciasta broda...”. Ale brakuje mi koloru oczu, włosów, wzrostu… Poza tym, każdy chyba trochę przesada w ocenie swojego wyglądu. Mimo wszystko chciałabym ją sobie dobrze wyobrazić.

5:
> Nie wyrwała się (z) objęć męczącego koszmaru, a po jej plecach nie spływały strużki potu.
> A dokładniej, na sali szpitalnej, co prawda dwuusobowej jednak drugie łóżko było puste. – Pierwsze: w sali, nie na. Drugie: dwuosobowej.
> Pomieszczenie nie było duże jak na dwuosobowe. – Jak na dwuosobowy pokój, pomieszczenie nie było duże.
> Mijały minuty, a ona wpatrywała się w nie ze spokojem, jakby mogłoby to sprawić, że ktoś przyjdzie. – Jakby mogło.

Powiem szczerze, że się tego nie spodziewałam. Akcja przybrała naprawdę nieoczekiwany obrót. Olga obudziła się w szpitalu, nie do końca wiedząc, co tam robi. Niby coś podejrzewała (w końcu owinięte bandażami nadgarstki wydają się być raczej oczywistym faktem podcięcia sobie żył), jednak nie miała pojęcia, dlaczego tak się stało. Ja również się nad tym zastanawiam. I bardzo dobrze, że wprowadziłaś taki lekki zamęt, ponieważ już trochę zaczynało się robić nudno. Zniknęły również na chwilę czarne myśli i pojawiło się kilka opisów, co zdecydowanie wyszło na plus.

6:
> Oto przed nią stał Stigle. – Stigle, tak… „Drabina Dionizosa”, bardzo dobra książka.

Zaskakujący obrót. Jestem niesamowicie ciekawa, kim jest ta postać, która pojawiła się znikąd, przywdziewając wygląd bohatera książki. Zżera mnie ta ciekawość, bo opowiadanie zaczyna przybierać bardzo niespodziewany kształt. Zaintrygowało mnie również, dlaczego na zobrazowanie tego mężczyzny posłużyłaś się właśnie Stigle’m. Musisz mieć jakiś pomysł… Śmiem twierdzić, że jest on uosobieniem wewnętrznych potrzeb Olgi. Kurde… Miło jest wiedzieć, że jeszcze oprócz mnie ktoś czytał „Drabinę…”.
I pojawił się bardzo dobry opis wyglądu Stigle’a. Nie pamiętam dokładnie czy zgadza się z tym, co było w książce (czytałam ją jakiś czas temu), ale przypuszczam, że za dużo się nie różnią. Nie mniej… opis genialny.

7:
No ja nie wyrobię. Kim jest ten cały Dante, zwany Stigle’m?! Skręca mnie na wszystkie strony, bo się niecierpliwię, kiedy w końcu się dowiem! Ty to jednak jesteś wredota… Kto to widział tak przedłużać moment poznania prawdy. Normalnie… Weź się, jak zwykła mawiać moja koleżanka.
Dobrze, że się pojawił (choć nie wiem po co i to mnie irytuje), bo przynajmniej Olga nie rozmyśla nad całym złem świata. Choć zajęcie jej myśli zgniłym smrodem unoszącym się z ust Stigle’a… Obrzydlistwo. Fuj, aż mną zatelepało… Czy to dziwnie zabrzmi, jeśli powiem, że umiem sobie wyobrazić ten zapach? Tiaa… to na pewno dziwnie brzmi.

8:
I po kiego grzyba ta kamera nad drzwiami sali szpitalnej, skoro ona sobie gada z demonem i nikt tego nie widzi? Chyba że śni. Śni? Nie, no przecież się obudziła…
Dante, demon Czwarty, demon śmierci. Mi osobiście skojarzył się z grą Devil May Cry, ewentualnie z tym włoskim poetą… W życiu bym nie wpadła, że jest demonem… Chyba że o czymś nie wiem (a to bardzo możliwe).

9:
No i wyjaśniła się sprawa z kamerą… W myślach czytasz czy jak?
Muszę powiedzieć, że ta ich rozmowa zaczęła mnie już trochę irytować, ponieważ rozciągnęłaś ją aż na cztery rozdziały. Zrobiły się z tego trochę nudne flaki z olejem i szczerze mówiąc… ciszę się, że w końcu zemdlała. Jeżeli za to chodzi o ogólny zapis, nie widziałam żadnych błędów, co na pewno się chwali, dużo rozmyślań Olgi, dobre opisy, a najbardziej podobał mi się fragmencik z głosami w jej głowie. Ciekawy pomysł na przytoczenie ich pomieszanych ze sobą słów.
W tej całej historii ze szpitalem brakuje mi jakiegoś lekarza, który powinien ją zbadać, czy choćby pielęgniarki, która przyniosłaby jej lekarstwa. Nawet jej matka się nie pojawiła. Jedynym odwiedzającym był Dante, a nie była to szczególnie miła rozmowa.

10:
> Spojrzała się na nieruchome drzwi. – Bez się.

Dante to jednak upierdliwy gość. Nie mógłby jej powiedzieć, o co chodzi? Choć ja osobiście sądzę, że zmusza ją do przypomnienia sobie tego desperackiego aktu samobójczego.
Olga też zaczęła się interesować tym, dlaczego nikt do niej nie przychodzi. Chyba jednak nie jest aż tak głupia, jak wmawia jej demon i ona sama. Mam jakieś dziwne przeczucie, że to coś niedobrego… Jakby nikogo nie było w tym szpitalu. Jakby wszystko sobie wymyśliła… Albo to Dante stworzył taką iluzję… Nie sądzę, żeby w szpitalu nie dostała nawet śniadania.

11:
Tym razem sytuacja się zmienia. Olga nareszcie wykazała trochę inicjatywy i wybuchła złością. Na to czekałam. Pojawili się też w końcu jacyś pielęgniarze. Niezbyt miło ją przyjęli, ale cóż… Jestem ciekawa, co takiego się wydarzyło, że Olga wzbudza w nich strach.

12:
> Prawie, że białe włosy, przerzedzone na czubku głowy, zaczesywał za kluchowate uszy.  – Bez przecinka.
> Nie ma pojęcia, dlaczego to zrobiła, czym kolwiek miałoby „to” być. – Łącznie.

Oto jeden z najdłuższych odcinków tego opowiadania.
Bardzo dobrze wychodzą Ci opisy wewnętrznych przeżyć Olgi i tego, co się dzieje w jej głowie. Dochodzę do wniosku, że ta historia to nie do końca opowieść o zbrodniarzu, który zamordował tysiące niewinnych ludzi (jak pomyślałam po raz pierwszy). Coraz bardziej przekonuję się do tego, że mamy tu do czynienia z narodzinami owego mordercy. Z powstaniem prawdziwego psychopaty, przyjaciela demonów, który dopiero zabije swoją pierwszą ofiarę.
Zaczyna podobać mi się ten szpital. Serio.

13:
> Niedawno był przecież był wobec niej bardziej sympatyczny, może nawet i wyrozumiały.
> Zacisnęła usta mocniej, by pochamować swoją złość. – Pohamować.
> Demon dający jej wybór, w którym żadna z decyzji jest zła. – Chodziło chyba o każdą z decyzji.
> Nie był złośliwy, nie gardził z nią i nie kpił z niej. – Bez z.
> Ta myśl, choć głupia i niz nie znacząca, wprawiła ją w zastanowienie. – Nic.

Olga powoli godzi się z faktem, że aby coś się zmieniło, musi sobie najpierw przypomnieć kilka rzeczy. Jestem tym zaintrygowana, bo nie wiem o co mogłoby chodzić, jednak sadząc po lukach w pamięci, dziwnym zachowaniu personelu szpitala i jej, wydaje mi się, że będzie chodzić o jakąś mroczną tajemnicę. Jeszcze ciekawiej by było, gdyby ten sekret związany był z jej pobytem w tej placówce. Oj tak, lubimy mroczne sekrety…

Jestem zadowolona ze stylu i poprawności opowiadania. Błędów było naprawdę niewiele i wynikały z niedopatrzenia (choć za „pochamować” to powinnaś dostać w tyłek). Wprowadzasz dużo metafor, które dziwnym trafem zawsze pasowały do kontekstu. Korzystasz z różnych książek i przytaczasz cytaty, co świadczy o tym, że czytasz i lubisz czytać, a jakieś pojęcie o ogólnym wyglądzie opowiadania, dialogów i opisów masz. Piszesz prostym, ale nie prostackim językiem. Łatwo można wszystko zrozumieć, bo nie używasz słów nieznanych czy zapomnianych przez świat. Nie gubisz się w tym, co piszesz i zachowujesz pewną spójność. Opowiadanie nie ma logicznych luk i niedopatrzeń, wszystkie moje zastrzeżenia wyjaśniały się w następnych odcinkach.
Ale żeby nie było tak słodko, to trochę ponarzekam. Z początku byłam zafascynowana i czytałam wszystko z zapartym tchem… A potem pojawił się Dante i mi się znudziło. Zmęczyła mnie ich rozmowa, bo trwała bardzo długo i niczego tak na dobrą sprawę nie wyjaśniono. Aż się zaczęłam kręcić w kółko na swoim krześle. Później zaś Dante zniknął i pojawili się pielęgniarze wraz z lekarzem, a także jakieś krótkie wspomnienie i to na powrót ożywiło moją ciekawość. Już nawet nie przeszkadzało mi ponowne pojawienie się demona. Musisz trochę stopniować dawki, bo czytanie przez cztery rozdziały o tym, że śmierdzi zgnilizną, wygląda jak Stigle i niczego nowego jej nie powiedział jest naprawdę irytujące. Choć sam pomysł na stworzenie takiej postaci jest bardzo dobry.
W którymś momencie wspomniałam o tym, że brakowało mi opisów. I oczywiście, jakby na złość, w następnym fragmencie pojawiło się ich mnóstwo. Bardzo dobre opisy, nie za długie, ale też nie skąpie w słowach. Najbardziej godne pochwały są te dotyczące Olgi: jej myśli, uczuć, wspomnień, wyobrażeń. Czasem czułam, że doskonale ją rozumiem.
W kwestii czysto estetycznej, radziłabym wyjustować tekst.
I to chyba byłoby na tyle.
37 / 40 pkt.

Bohaterowie:
Nie widzę tutaj takiej zakładki, więc zakładam, że Twoim zamysłem jest zmuszenie ludzi do wyobrażenia sobie przedstawionych postaci. I dobrze.
Jak pisałam już wcześniej: brakuje mi opisu Olgi. Wiem, że uważa siebie za niedoskonałą, ma depresję, zapomina o swojej agresywności, ulega demonowi i ogólnie uważa, że świat się obrócił przeciwko niej. Jednakowoż (uwielbiam to słowo) nigdzie nie ma napisane jak wygląda. Raz wspomina, że ma za duży nos, kanciastą brodę, ale niestety nie jest to wystarczające, aby odpowiednio ułożyć sobie jej obraz w głowie. Przykro mi to mówić, ale dla  mnie Olga wygląda jak moja koleżanka (również Olga, nawiasem mówiąc – chyba właśnie dlatego ją wybrałam, przez imię). Nie wiem czy byłaby szczęśliwa, gdyby się dowiedziała, że służy mi za przedstawienie bohaterki opowiadania, która prawdopodobnie zostanie psychopatką. Chociaż z drugiej strony… to by mogło być ciekawe… Stop! Wróć! To się tyczy wyglądu. Ogólnie rzecz ujmując, zdaję sobie sprawę z tego, że ludzie czasem naprawdę cierpią, choć wcale tego nie ukazują. I to jest chyba najbardziej przerażające w Oldze. Że jest taka strasznie prawdziwa.
Dante, Stigle, Czwarty czy Śmierć, jakkolwiek go nazwać, jest dość irytujący. Po pierwsze: nie wyobrażam sobie, żeby ktoś mógł czytać mi w myślach i bezczelnie się z tego nabijać. No dostałby w papę jak nic. Po drugie: nie jestem demonologiem, ale jak dla mnie, trochę za mało w nim demoniczności. Mógłby od czasu do czasu coś rozwalić, zrobić jakiegoś psikusa. No nie wiem, stać się niewidocznym i podnieść krzesło tuż przed oczami tej pielęgniarki Darii, żeby jeszcze bardziej sikała po gaciach, odwiedzając Olgę. Jednak ogólny zarys tej postaci jest dość interesujący. Dante przejawia niezwykłą niechęć do ludzi i wciąż wypomina Oldze głupotę gatunku. To jest chyba całkiem demoniczne myślenie. Konsekwentnie trzymasz się zamysłu i tak go kreujesz.
Postacie poboczne, jak Daria, Sławek czy lekarz Skawinski odgrywają w tej historii trochę mniejszą rolę. Daria i Sławek są pielęgniarzami, którzy zajmują się obmywaniem i pielęgnacją Olgi. Oczywiście robią to wszystko, kiedy jest otumaniona lekami, bo za bardzo się jej boją, żeby robić to, kiedy jest przytomna. Trochę to dziwne, bo zawsze mi się wydawało, że ludzie pracujący w takich ośrodkach, gdzie trafiają się różne przypadki, powinni być odważni i konsekwentni. To jednak już Twoja sprawa, jacy są. Doktor Skawinski za to przypomina mi szalonego naukowca, oni też nigdy się nie uśmiechają (chyba że psychopatycznie się śmieją, ale to różnica). Odnoszę wrażenie, że przychodzi do pracy tylko dlatego, że mu za to płacą. Najchętniej to by się nie odzywał do tej świruski Olgi, ale cóż… jak mus to mus. Na takiego typ mi wygląda.
10 / 10 pkt.

Pomysł:
No pomysł niewątpliwie masz. I realizacja wychodzi Ci całkiem dobrze. Czytałam wcześniej, że sama nie wiesz, o czym będzie opowiadanie, no ale nie bądź taka skromna. Demona nie wymyśla się ot tak, pisząc kolejną część. Musiał być wcześniej zaplanowany. Co prawda trudno jest powiedzieć, co wydarzy się dalej, bo wciąż pojawiają się nowe fakty, ale myślę, że dobrze sobie radzisz.
Nie czytałam też żadnego podobnego opowiadania, dlatego uważam je za dość oryginalne. Demony, co prawda, pojawiają się w historiach coraz częściej, ale jeszcze nie spotkałam żadnego w takiej postaci.
No i należy się również punkt za wodzenie mnie za nos w Pierwszym wrażeniu. Myślałam, że to będzie jakaś opowieść o mordercy, który wyłania się z mgły i morduje niewinne kobiety. A tu proszę, coś innego, a równie interesującego.
15 / 15  pkt.

Podstrony:
Są trzy: z krótką notką o autorze (moja imienniczka :), krotko o blogu i szablonie, a także linki. Oczywiście najpierw sprawdziłam czy Literacka została uwzględniona. Jest, a reszta linków jest ładnie uporządkowana. Nie ma ich za wiele, ale przecież nie o ilość chodzi.
Jest też link do strony Rafała Wojaczka, od którego zapożyczyłaś kilka cytatów.
Nie ma się czego przyczepić.
5 / 5 pkt.

Podsumowanie:
Jestem zadowolona z tego bloga, z zamieszczonej na niej historii i z tego, że dane mi było się z tym zapoznać. Myślę, że wszystko, co chciałam powiedzieć, już zawarłam we wcześniejszych słowach. Teraz mogę Ci jedynie życzyć powodzenia w dalszej pracy i obyś nie zniszczyła tego co już masz. No i dużo weny, oczywiście.
1 / 10 pkt.

Razem: 88 punktów
Ocena: bardzo dobra (5)


Jeżeli pojawiły się jakieś błędy to bardzo przepraszam, ale mam dzisiaj takiego lenia, że nie chce mi się sprawdzać tego po raz kolejny. Jestem zadowolona z tej oceny. Wyszła całkiem dobra, tak mi się wydaje. Jak wakacje? 

5 komentarzy:

  1. Wakacje? Uch, ciężko. Wczoraj po dwóch tygodniach udało mi się skończyć prezent na osiemnastkę koleżanki- moje oczy buntują się już przeciwko siedzeniu przed komputerem, który oczywiście się nade mną znęca. Dziś cały męczący dzień w Poznaniu i wreszcie mogę się zabrać za kolejną ocenę. Byłam już naprawdę wkurzona, że przez to zamieszanie z prezentem nie mogę pisać. Na szczęście mam już to z głowy i mogę się brać za nadrabianie zaległości, chociaż też mam lenia, ale u mnie to norma ;)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Hah. A można spytać co to za prezent, czy istnieje możliwość, że koleżanka się dowie? xD Ja mam strasznego lenia na te wakacje. Nie wiem co się ze mną dzieje. Nawet nie chce mi się z domu wychodzić, gdzie zawsze uwielbiałam coś robić w wakacje. A ponieważ to moje najdłuższe wakacje, boję się, że za kilka tygodni nie będę się mieścić w drzwiach. Dlatego muszę coś ze sobą zrobić i ruszyć tyłek, bo jak tak dalej pójdzie... Strach pomyśleć.

      Usuń
    2. Mam dokładnie tak samo. Kiedy ostatnio jechałam rowerem za miasto do mojej koleżanki i jakieś 2 km przed jej domem ledwo pedałowałam, to stwierdziłam, że coś się dzieje. I to coś niezbyt dobrego. Fakt, ostatnie dwa miesiące tak mnie wyczerpały, że gdy byłam w domu, to albo leżałam na kanapie, albo na łóżku. Na koniach nie byłam półtora roku, na basenie pewnie z rok... Chyba rzeczywiście przydałoby się coś z tym zrobić.
      A co do prezentu, to już go wczoraj wręczyłam. Zrobiłam coś a la film- no, może trochę przesadzam. Raczej animację z obrazków zmieniających się co 4 sekundy. W sumie to bardziej przypominało pokaz slajdów. Naprawdę nie wiem jak to nazwać. W każdym razie połączyłam około 130 obrazków, z czego jakąś połowę rysowałam i kolorowałam w Gimpie. To był taki przegląd przez życie mojej koleżanki- kilka naszych wspólnych wspomnień, jej liczne obsesje i pasje, chore wytwory naszej wyobraźni, typu ja jako Girlycard, jej kolega jako brat bliźniak Sama z Supernatural, itd. Takie tam bzdury nie chcących dorosnąć dzieci. Ale reakcja była obiecująca- moja koleżanka w pewnym momencie przewróciła się na podłogę razem z krzesłem.

      Usuń
    3. O, bardzo fajny pomysł na prezent :) Na pewno zostanie na dłużej niż bomboniera... i nie szkodzi na wagę :P

      Usuń
  2. Bardzo dziękuję za ocenę. Jak miło jest przeczytać, że to co piszę nie jest wcale takie złe jak mi się wydaje.
    Co do opisów świata zewnętrznego i bohaterów - nie przepadam za nimi. Jak jest ich za dużo, to wydaje mi się, że czytelnik gubi się, kto miał w końcu błękitne oczy, a kto rudą czuprynę. Poza tym chciałam spróbować stworzyć bohaterkę, jakby to napisać?, niewidzialną, przezroczystą, uniwersalną. Dlatego zrezygnowałam z opisu jej wyglądu. Opisy pomieszczeń, te szczegółowe, nie wychodzą mi za dobrze, ale postaram się wzbogacić nimi moje opowiadanie.
    Jeszcze raz dziękuję i pozdrawiam.

    Nope,
    przelicz-kosci

    OdpowiedzUsuń